Zapytam krótko - reflektowałby ktoś na kupno bandy Possessed?
To oczywiście żart
Fakt, iż okazałam się największą plewą turnieju [bo gdybym nie dostała tylu punktów za hobby to byłabym ostatnia, a nie przedostatnia
] nie przeszkodził mi się dobrze bawić, no a przede wszystkim jestem dumna z Tomka, któremu za całokształt twórczości należało się i pierwsze miejsce, i tytuł Krasnoludzkiego Inżyniera [w końcu jest dumnym posiadaczem dwóch band krasnoludów!].
Tak więc pokrótce opiszę moje bitwy, choć całość da się streścić w słowie "masakryczny pech"
1. bitwa - buddyzm nad kultem Shadowlorda, czyli "- Jolka, przynieś no browara! - Jakieś szczury tu cho...".
Miałam nieszczęście trafić w pierwszej bitwie na bandę skavenów z ratrakiem, i na nieszczęście w dodatku grał nią Budda. To znaczy - Budda jest przemiły i fajnie się grało, ale possessedki ostro dostały po cycach. Zapowiadało się obiecująco - Ogrzyca-Pokaż-Cyca najpierw wytrąciła agresywnemu troll slayerowi jego broń, a potem go ubiła. Niestety szczury dobiegły i zaczęła się jatka, a przy tym także wielki mój pech. No takie rzuty to o kant tyłka rozbić... Possessed tłukący się 3 tury z giant ratami [udało się jednego aż znokautować], ogr, beastman i magister, którzy nie umieli walnąć głupiego ratraka], no i Budda bardzo przemyślnie zagryzł mi szczurkami mutanta. Zrobiłam voluntary routa - chciałam mieć minimalną eksplorację [dwa modele zostały] ale... zginął magister. Na amen. No i restarcik - to nie zapowiadało nic dobrego...
2. bitwa - O Jezu! czyli diving charge w wykonaniu krasnoludów.
Bitwę grałam z Jezusem, którego podejście do gry mnie rozbrajało - po prostu bezstresowe granie
Niestety pech mnie prześladował - do tunelu wessało mi Possesseda, już na samym początku gry! Tym niemniej, była to bitwa, którą miałam wielką nadzieję wygrać... zatłukłam ogra Jezusowi, a kiedy większość mojej bandy znalazła się w domku, gdzie na pięterku stały krasnale, Jezus... zrobił wszystkimi diving charge!
jeden thunderer nawet zdał! inżynier spadł, ale nic mu się nie stało, halfas się zabił no i chyba jeszcze inny krasiek też. Było też miło, jak magisterka na 2 sztyletach zatłukła nobla krasnoludzkiego
Zdjęłam Jezusowi pół bandy, ale niestety krasnoludki trudno zroutować, za to Possessed łatwiej... no i znów teletubisie zrobiły papa. Tym razem, mimo śmierci jednego Possesseda, nie zrobiłam restartu - głupi błąd. Kupiłam drugiego mutanta. Kolejną bitwę zaczynałam z ratingiem 86 - byłam na niego skazana do końca turnieju.
3. bitwa - D..., nie inżynier!
Grałam z Krzyśkiem. Tu nie będę się rozpisywać nawet - nie miałam najmniejszych szans na wygraną i nie będę kryć mego rozgoryczenia, choć nie mam żadnych pretensji do Motora o to - tak wyszło z punktów, ale niestety... 6 Possessed trafiła na 16 Sióstr. Dodatkowo znów pech - magister zginął na początku od nowicjuszki, a krasnoludzki inżynier, ostrzelający z handguna siostrzyczki, za przeproszeniem kloce chyba stawiał zamiast utrupiać
Trzy tury pod rząd na trafienie rzucał 1, a trafiał na 2+
Cóż, bitwa i tak honorowo się skończyła, bo zdawałam wszystkie routy, nawet na beastmanie, a siostry po prostu nas zjadły - z taką przewagą, to niedziwne. Osłodą był fakt, że znowuż trafiłam na miłego przeciwnika
Ale na ostatnią bitwę zrobiłam restart, bo z zerowej eksploracji nie miałabym czym zapłacić ogrowi, a i zginął beastman.
4. bitwa - Possessedzi na szaniec
I znów - Wojo z 13 szczurów i ja, z 6 Possessed, plus 3 wkurzone krasnale z szańca. Nie miałam większej nadziei - myślałam nad zbunkrowaniem się w domkach i czekaniem 10 rund ale to nie w moim stylu - poszłam na przypał wszystkim co żyło
tu z kolei ja miałam trochę więcej szczęścia, a Wojo pecha - w sumie chyba z 5 szczurów walczyło z beastmanem i nikt go nie zabił, nawet assassin. Strzały z proc nie trafiały, albo, trafiając w walkę Possesseda z krasnoludem, trafiały w kraśka, który co prawda sejwował się gromrilem czy heavy armorem, ale chociaż strzały przepadały i nie szły na konto Possesseda
Śmieszne było, jak szczurki ostrzelały walkę i w końcu Possessed dostał ranę, a oberwało się... kraśkowi z blackblooda
W ogóle jakaś dzika ta banda moja była - restartowana rozwaliła w sumie 9 z 13 szczurów [rozwiniętych] plus cały szaniec
Gdyby to miało trwać 12 a nie 10 rund to nie byłoby remisu, tylko ratatouille
zostały mi 2 modele na polu bitwy, ale za to jakie
Ostatecznie, mimo remisu, z punktów za szaniec zebrało mi się jedyne w turnieju zwycięstwo 15 do 12. Małe, bo małe, ale zawsze coś
Cieszy mnie niezmiernie fakt otrzymania najwyższej oceny hobbystycznej na całym turnieju!!! - w grze się nie szczęściło, ale chociaż ktoś docenił moją ciężką pracę. Jedyny punkt obcięto mi, słusznie zresztą, za brak wysiwygu na henchmenach, ale i tak 19/20 to super wynik
Dzięki wielkie za turniej dla organizatorów, i doceniam naprawdę fakt, że Motor siedział przy Bolsie i Chruszczowie przez pół ich bitwy, pilnując porządku - choć absolutnie nie on był odpowiedzialny za fakt stawienia się na turnieju tego drugiego. Niby nic a cieszy - dzięki Motor za przyzwoitość
Dzięki też wielkie dla moich przeciwników - miło było z Wami grać
No i jeszcze raz powtórzę, że jestem dumna z Tomka, któremu należało się to pierwsze miejsce bez wątpienia - a wiecie, kto Mu układał rozpiskę
[Żarty żartami, ale Przemek chyba będzie nienawidził mojego Karnawału do końca życia - już dwa razy tenże zmiótł mu Marienburg w ostatniej bitwie
]
Było bardzo fajnie, a na następnym turnieju odkuję się za to wczorajsze plewienie
dzięki też za wieczór w Sotto i denti w sobotę oraz za pomoc w dotarciu na dworzec w niedzielę - relaksik z Perełkami w pociągu był bardzo przyjemną częścią wyjazdu
choć dopełniłam pecha, rozwalając sobie kolano przy wsiadaniu do pociągu o metalowy schodek
Dzięki raz jeszcze i czekamy na następny turniej w Lublinie!