Ja tak właśnie nie potrafię, podobnie jak z serialami z ciągłą fabuła. Tzn. nie przepadam nad czytaniem/oglądaniem hurtowo całych cykli/sezonów. Brakuje mi w tym emocji. Owszem od razu znam całą fabułę, więc mogę oceniać jej fajność, ale w przypadku nagłego urwania lubię ten stan, kiedy mnie nosi. Te kilka godzin (dni), kiedy rozmyślam w jakim kierunku może się potoczyć fabuła, wymyślam milion alternatywnych historii, które w wyobraźni dopadają w bardzo dziwnych miejscach - przy śniadaniu, w autobusie do pracy, podczas odkurzania czy mycia talerzy. Czytając cykle mam kłopoty z pójściem spać - bo jeszcze jeden rozdział, odcinek, tom - ale ten stan rozemocjonowania trwa zbyt krótko. Czekania x czasu na "conclusion" wręcz nabiera mistycznego tonu.
Wciąż zdarza mi się dreptać po pokoju mając na myśli ostatnią stronę Chińczyków i wymyślając, co będzie z tym cholernym 'PAM'. Mając przed sobą cały cykl, od razu wziąłbym w łapę kolejny tom i byłoby po ciśnieniu. A tak przez ten miesiąc nabiorę do Patricka na tyle nabożnego stosunku, że będę się bał otworzyć pierwsze karki, wciąż jeszcze tworząc w głowie możliwe rozwiązania cliffhangera. Takie rzeczy stymulują moją wyobraźnie. I to lubię!