Spojlery pewnie jakieś są, zgodnie z tytułem wątku...
Kurcze, strasznie mnie ten Kozio wymęczył... Zaczyna się toto dość lekko, taka lekka przygodówka, ale potem intryga się zagęszcza. Tyle że to zagęszczenie jest tak gęste, że ciężko mi się było poruszać. Czułem się momentami jak dziecko zagubione we mgle, jak widz Wielkiej gry - biję brawo, ale za bardzo nie wiem, o czym tam człowiek opowiada... Andreas mistrzem jest i basta, bardzo lubię jego zabawy kadrowaniem i w ogóle rysunki, ale to prowadzenie akcji... Cały album budowanie napięcia, po czym w końcówce, a jakby, nowa tajemnica!... Eh, po iluś tomach tego typu powinienem się do tego przyzwyczaić. Albo jakiś koleś obserwuje bohatera. Po chwili dostrzegamy, że tego kolesia obserwuje jeszcze inny gość... Do tego ciągły recykling bohaterów, no i bardzo dużo odniesień do Rorka. Mimo że czytałem Kozia w zasadzie dzień po dniu (czasem kilka tomów), to i tak ciężko mi się było odnaleźć. Mam wrażenie, że to taka seria, gdzie trzeba by robić jakieś notatki, mieć pod ręką wszystkie tomy i tam, gdzie jest gwiazdka, to literalnie przeczytać cały tom od nowa (no i Rorka...). Najbardziej wymagająca seria, jaką kojarzę. Może nie dla mnie po prostu. A może nie dziwota, że były obawy, że zostanie zamknięta...
Poza tym jakoś tak dziwacznie wszystko jest rozwiązane. Bodaj w 10. tomie po prostu tam ktoś opowiada, co i jak się wydarzyło (wolałbym sam po części to odkrywać, a tam wszystko jest pogmatwane jak... w ARQ, a potem po prostu dostajemy wszystko na tacy). Podobnie w 21. tomie.
Z jednej strony mam więc szacuneczek do Andreasa, że sobie to wszystko wymyślił dwadzieścia ileś lat temu i mu się chciało to rysować tyle lat, a z drugiej wolałbym, żeby wsiadł w maszynę Pasażera i narysował to wszystko od nowa, prościej. Wolę w sumie takie pojedyncze albumy (Bez tytułu, Chińczycy), więc liczę, że teraz jeszcze parę fajnych rzeczy popełni.