Moim zdaniem do śmierci westernu przyczynił się wysyp anty-westernów, w których dawni bohaterowie byli przedstawiani jako psychopaci, mordercy i błazny (Dzika banda, Mały wielki człowiek, Niebieski żołnierz, Bufallo Bill i Indianie, Tom Horn). Cimino jedynie wydał dużo pieniędzy na film, który poniosl kleskę w kinach. A długi czas to pięć lat: w 1985 roku Lawrence Kasdan (scenarzysta "Poszukiwaczy zaginionej Arki") nakręcił "Silverado" - znakomity film rozrywkowy, na który jednak poszło zdecydowanie za mało widzów.
Myślę, że gdyby "Wrota niebios" okazały się sukcesem, antywestern wyewoluowałby w coś bardziej "przyjaznego" westernowi zgodnie z duchem plastikowych, chociaż cynicznych lat 80. Byłoby znowu klasycznie, tylko w dużym stopniu bezrefleksyjnie. Więc z mojego punktu widzenia chyba dobrze się stało, bo to już nie byłby western dla mnie.
Projekcję "Silverado" pamiętam jako kontakt z kinem dość przeciętnym. Tak czy siak urażona duma Costnera w temacie westernu dała o sobie znać kolejnych pięć lat później.