W ramach mini-cyklu "Z archiwum Image" o "StormWatch" pisze Krzysiek Tymczyński:
Seria ta była dokładnie tym, co wydawało Image na początku swojego istnienia – fabuły oraz sensu brak, mięśnie, większa lub mniejsza nagość, tanie efekciarstwa, bezmyślna nawalanka, ekstremalni herosi, ból głowy i oczu podczas lektury. Niska jakość tego tytułu mogła dziwić, ponieważ wśród jego scenarzystów były takie nazwiska, jak Ron Marz czy James Robinson, ale widocznie pisząc „StormWatch” dostosowali się do swoich poprzedników oraz następców. Ten stan utrzymywał się przez pierwsze 36 numerów i gdy wydawało się, że seria zaraz zostanie posłana do piachu, pojawił się niejaki Warren Ellis. I wraz z numer 37. serii, który ukazał się w czerwcu 1996 roku, dokonał prawdziwego cudu.
http://kolorowezeszyty.blogspot.com/2014/05/1594-stormwatch.html