@Kuki
Nie wiem na ile interesuje Cię opinia komiksowego szczyla (a więc i banalna i nie poparta lepszymi przyładami) , ale moja historia jest - powiedzmy - podobna. W 90% przypadków czytając komiks mam wrażenie, że gdyby ta sama historia była opowiedziana w książce, to wyciągnąłbym z niej więcej, zrozumiał bohaterów bardziej, uzyskałbym wgląd w wiele pobocznych wątków, na których w formie komiksowej albo nie skupił się autor, albo nie skupiłe się ja podczas czytania (tak, nie wiem na ile to autor nie dał rady, a na ile ja jestem ułomnym czytelnikiem). To ostatnie zresztą potęguje fakt, że komiks to "szybki" kontakt z historią. Scena, która trwa kilka paneli, a więc obcuję z nią powiedzmy kilkanaście minut w książce oddziaływuje na mnie odpowiednio dłużej.
Wracając do tematu nawet w wypadku arcydzieł (Maus) zdarza mi sie pomysleć "teraz bym poczytał jakąś książkę na ten temat, jakieś wspomnienia czy coś". Co gorsza w drugą stronę mam swoje ulubione książki (i znowu nie jest to jakaś literatura wysoka, ale chociażby Lód Dukaja) których dpowiedników jeżeli chodzi o poziom nie odnalazłem w komiksie.
Istnieje jednak te pozostałe 10%, gdzie autorowi w jakiś sposób udało się zagrać na czułej strunie, coś we mnie poruszyć (w moim przypadku to będą chociażby Doom Patrol Morrisona, Daredevil Millera czy X-Statix Milligana). I tak naprawdę własnie dla tych 10% dalej kupuję komiksy, bo cała reszta to tylko sympatyczny sposób spędzania czasu. Z którego zresztą mógłbym zrezygnować bez bólu.
Pomimo powyższego, po komiksy sięgam częściej niż po litaraturę niż film. Może wynika to z faktu, że kiedy moje pierwsze "empatyczne" kontakty ze storytellingiem (wiek powiedzmy 6-12 lat) to były właśnie komiksy, a nie ksiązki czy film. Z jakiegoś, niezrozumiałego dla mnie obecnie powodu za dzieciaka sięgałem po ksiązki o biologii, historii, ale nie po dzieła fabularne. Może stąd teraz fabułę pomimo wszystko konsumuję najchętniej w postaci komiksów.