Że nowe, zgoda. Ale taka przeglądówka elementów fabuły nie ma w moim odczuciu mocy (bo chyba też i ambicji), by ducha epoki zamkniętej w tomiszczu wywoływać. Choć może to problem z tym duchem właśnie, niejednorodność np. rysowniczych strategii malowania mutantów w zeszytach zachęcała do takiej bezpłciowej okładki, swoistej drogi "środka", która jakoś tam pozwala wybrnąć z niemożliwego zadania uśrednienia odmiennych wizji Cockruma, Smitha czy Buscemy. Nazwiesz konkretniej przez siebie odczuwaną "kwintesencję"?