Ja tam guzik wiem. I kwintesencje mi się (ewidentnie) wymykają. Ale policzyło mi się, że zeszyt #168 przypada dokładnie w środku Claremontowskiego "Uncanny X-men" w tym segmencie jego omnibusów (czyli do #243, licząc optymistycznie). Więc choć nudna, opatrzona, wytarta i zapchlona, ale jednak - skubana - ma z sednem sprawy wiele wspólnego.
(...i dowodzi ewidentnie, że mo je obawy w innym wątku dziś poruszane były płonne, gdyż omnibusy Claremontowskie UXM jednak zdublują (przynajmniej częściowo) materiał ogłoszony w powiększonych wydaniach crossoverów z numerów powyżej 220. Bo gdyby tak nie było, to #168 nie byłby w środku, a przecież - teraz już rozumiecie - niemożliwe żeby nie był w środku, skoro jego okładka jest tak brzydka jak jest, a ją na wariantywną omnibusa obwolutę dali).
Tak. Sylogizmy i fakultatywne reguły matematyczne daleko każdego w życiu zaprowadzić mogą.
Edit: Hmmm. To zeszyt #167. Damn. A było(by) tak pięknie.