Świadom faktu, że wśród obecnych na forum fanów FT są również miłośnicy prozy Webera, pomyślałem sobie w chwili słabości o napisaniu fabularyzowanego battle reportu z ostatniej gry, ale mam wątpliwości, czy aby zdołam to zrobić w odpowiednio profesjonalny sposób, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę specyficzne uniwersum Full Thrusta Napisałem zatem jedynie wstęp, ale jeśli forma Wam się spodoba, chętnie uwiecznię w ten sposób cały nasz sparing. Kontradmirał Kirył Jermolenko poprawił swą ciasną dociągniętą uprząż antyurazową i przesunął wzrokiem po otaczających jego fotel ekranach kontrolnych. Martwe jeszcze chwilę temu monitory komputerów zapłonęły ponownie, na ich powierzchni wykwitły ciągi znaków wieszczących restart głównego pakietu oprogramowania. Mężczyzna skrzywił usta czując nawrót mdłości związanych niezmiennie ze skokiem przez nadprzestrzeń. Aplikowane załodze lekarstwa pomagały ludziom w większym lub mniejszym stopniu zwalczać te przykre efekty uboczne, kontradmirał uważał jednak skrycie, że jego własny organizm uparcie ingorował ich dobroczynny wpływ boleśnie demonstrując organiczną niechęć do przebywania w innym wymiarze.
- Stabilizacja systemów zakończona! – krzyknął oficer operacyjny
Changa Leonga – Uruchamiamy pełne spektrum sensorów!
Jermolenko nie odpowiedział, skinął jedynie z aprobatą głową. Na ciekłokrystalicznym ekranie taktycznym wiszącym na wysięgniku przed jego twarzą pulsowały czerwonym kolorem sygnatury ośmiu okrętów wojennych Ligi patrolujących obrzeża systemu Gretzin. Kontradmirał wiedział doskonale, że przebywając tak blisko warpa nieprzyjaciel musiał zarejestrować pojawienie się intruzów - nawet jeśli korzystał wyłącznie z sensorów pasywnych, a w to żaden z oficerów ESU nie wierzył, bo dowódca zgrupowania Kriegsraumflotte w Gretzin nie miał żadnych powodów, aby ukrywać obecność swych jednostek i z pewnością monitorował przestrzeń wewnątrzsystemową za pomocą wszystkich dostępnych urządzeń.
- Tranzyt zakończony! – zakomunikował ponownie oficer operacyjny, młody komandor porucznik świeżo po akademii na Nowej Moskwie – Wszystkie jednostki zgłaszają pełną gotowość!
- Dziękuję – odparł zwięźle Jermolenko, bo chociaż zdążył już odczytać status swych okrętów na bocznym panelu kontrolnym, nie zamierzał wyrabiać sobie w oczach nowego podwładnego opinii aroganckiego mruka.
Symultaniczny tranzyt zawsze niósł ze sobą ryzyko tragicznego wypadku, bo nawet najlepsze oprogramowanie astronawigacyjne nie eliminowało przypadków, kiedy w trakcie skoku bojowego dwa wychodzące z nadprzestrzeni okręty materializowały się zbyt blisko siebie kończąc istnienie w ekstremalnie destrukcyjny sposób. Jermolenko nie był jak dotąd świadkiem takiego wypadku, ale o wielu słyszał, toteż odetchnął z nieskrywaną ulgą widząc na ekranie wszystkie podległe mu jednostki. Zespół Wydzielony 19. Floty zwiększył prędkość natychmiast po ustabilizowaniu pokładowej elektroniki, przyjmując szyk ustalony jeszcze przed dokonaniem skoku.
Krążownik liniowy
Chang Leong znajdował się w środku formacji, po swoich bokach miał rozciągnięte w linii trzy inne krążowniki – jeden ciężki i dwa lekkie – oraz trzy superniszczyciele. Analiza sygnatur na ekranie taktycznym zdradzała obecność w systemie dwóch ciężkich i dwóch lekkich krążowników wroga oraz czterech mniejszych eskortowców. Kontradmirał uśmiechnął się kącikami ust uznając siły obu zgrupowań za wyrównane. Nie miał co prawda pojęcia o liczbie fortów orbitalnych otaczających samą planetę ani ilości stacjonujących na nich skrzydeł myśliwskich, ale to akurat nie było jego zmartwieniem. Rozkazy otrzymane z dowództwa 19. Floty mówiły o rajdzie na nieprzyjacielski system, a nie pełnowymiarowej inwazji, dla celów rajdu wystarczało zaś zniszczenie nieprzyjacielskiego patrolu i pełne mapowanie systemu za pomocą sensorów dalekiego zasięgu.
- Identyfikacja celów zakończona, sir! – oznajmił dowódca sekcji ogniowej, znajdujący się na zapasowym stanowisku kontroli położonym w głębi kadłuba okrętu – Dwa ciężkie krążowniki klasy Markgraf, lekki klasy Kronprinz Wilhelm, eskortowy Radetsky, dwa niszczyciele, dwie fregaty.
Kontradmirał zmarszczył czoło walcząc z chęcią podrapania się po nosie, nie było to jednak możliwe przez wzgląd na szczelnie zamknięty hełm. Obowiązek noszenia próżniowych skafandrów był oprócz nakazu wyłączenia kompensatorów grawitacyjnych najważniejszym punktem w regulaminie pełnej gotowości bojowej i mimo oczywistych niedogodności Jermolenko nie zamierzał tego przepisu łamać, zwłaszcza w obecności swych oficerów.
Ignorując irytujące swędzenie nosa kontradmirał otworzył połączenie z sekcją napędową i przybrał kamienny wyraz twarzy, nim jeszcze na ekranie videokomunikatora pojawiło się skośnookie oblicze Li Wenga, dowódcy maszynowni. Jermolenko trafił na pokład
Chang Leonga w wyniku serii nagłych przetasowań personalnych, które sztab 19. Floty zatwierdził po licznych stratach doznanych w ostatnich trzech miesiącach. Remontowany w stoczni orbitalnej Lermontowa krążownik oczekiwał na przybycie komodora Kaj Szenga, toteż szkieletowa załoga złożona wyłącznie z marynarzy o chińskim rodowodzie dosłownie osłupiała, kiedy komendę nad okrętem objęli nagle nieznani im Europejczycy. Dwa miesiące ćwiczeń jako tako zgrały ze sobą służących na krążowniku ludzi, ale Kirył wciąż wyczuwał przepaść kulturową dzielącą jego samego i obsadę mostka od reszty załogi.
- Przyśpieszyć o ćwierć sekundy świetlnej – polecił kontradmirał, po czym wpatrzył się ponownie w ekran taktyczny. Oficer operacyjny powtórzył rozkaz dowódcy, synchronizując szyk całego zespołu za pomocą laserów kierunkowych.
Okręty Ligi przemieszczały się w chwili tranzytu sił Unii prostopadle do wylotu warpa, najprawdopodobniej wykonując rutynowy patrol w tej części systemu. Jermolenko uśmiechnął się ledwie zauważalnie na widok zmieniających kurs sygnatur. Obrońcy zaczęli reagować na nagłe pojawienie się wroga, dokonując zwrotu w ich kierunku. Cztery najcięższe okręty Ligi znajdowały się w środku zgrupowania, eskortowce otwierały i zamykały szyk. Analizując zmieniające się położenie sygnatur kontadmirał uznał, że pozostając na dotychczasowym kursie wejdzie w bój spotkaniowy z obrońcami przelatując dokładnie przez środek nieprzyjacielskiej formacji.
I taki właśnie był jego plan.