Słaby dowcip. Do tego wydania DTP zrobiło sporo korekt, w porównaniu z pierwszą edycją ta wygląda fantastycznie (wszystkie strony tytułowe są zrobione od nowa). No może poza czcionką główną (tzn. tą, którą napisane są kwestie większości bohaterów), ale jestem w stanie ją przełknąć.
Wydać to lepiej niż poprzednio nie było sztuką bo pierwsze wydanie to był jakiś żart. Czy fakt, że jest lepiej niż był usprawiedliwia to, że nie jest idealnie? Mnie takie detale denerwują, bo płacimy grubą kasę za te wydania, a w 90% przypadków można by się przyczepić do mniejszych lub większych dupereli.
Za przykład podam komiks Blueberry, w którym w kilku dymkach posypał się font. Błąd ten może świadczyć o nieudolności redakcji, że tego nie wyłapała podczas edytorki, ale dla mnie to wygląda tak jakby Egmont w ogóle nie sprawdzał wydrukowanych komiksów. Nie mają tam nikogo od kontroli jakości? Puszczają do druku materiał i co? Jak wyjdzie ok, to fajnie, a jak się coś posypie to też spoko. W tym konkretnym przypadku (Bluberry) wygląda to tak, jakby podczas ripowania wystąpiły jakieś błędy i RIP użył czcionki urządzenia lub innej zainclude'owanej do pracy. Taki chochliki potrafią się przydarzyć w ostatecznym druku, pomimo tego, że na próbnych wyglądało dobrze. Świadczy to o tym, że albo Egmont tego nie sprawdza, albo kładzie na to lachę bo i tak ludzie kupią.
Albo przypomnijmy sobie Thorgala z błędem na okładce. To, że się przytrafił OK. Ale jakim cudem to w ogóle trafiło do sprzedaży?
Wracając do Domu Lalki, to konkretnie literka M w tytule jest rozpikselowana. W to, że to jest celowy zabieg nie uwierzę, bo na następnej stronie ten sam glyph wygląda już dobrze i dobrze wyglądał również w pierwszym wydaniu. Błąd w przygotowaniu do druku, ślepota redakcji czy znowu brak kontroli finalnego produktu? Widać to zaraz po otworzeniu książki...
Wiem, że większość z was wychowała się na komiksach wydawanych byle jak, na odwalsię, ale czasy się trochę zmieniły przez te ostatnie 15 lat. Dziś wydawnictwa nie kreślą tekstów na kliszach i nie wysyłają do druku na drugi koniec Europy, tylko dostają od wydawców materiały w postaci cyfrowej, podejrzewam, że będące już dobrze przygotowane do druku zarówno pod względem rozdzielczości jak i odpowiednio dobranych profili koloru. Nic tylko dopilnować, żeby to dobrze wyszło. Nie wychodzi.
O posklejanych kartkach, pofalowanych stronach (składane na szybko bez odczekania na wyschnięcie papieru), czy poprzesuwanych grzbietach na okładkach nawet nie wspominam....