Proszę o wybaczenie, ale z gier ogólnie nie powinno się robić serii.
Przekonałam się o tym kilka razy i nie zamierzam przekonywać się po raz n'ty.
Aniołku, Tales of Abyss to raczej anime ze scenkami grywalnymi, to raz, a nie jak Devil May Cry, gdzie fabularnie mamy może godzinę scenek i kilkanaście godzin siekania. Dwa - w przeciwieństwie do anime Xenosagi (która jako gra miała podobny stosunek przerywników do gry właściwej), tutaj widać że anime ma: a) budżet, b) reżysera, któremu zależy żeby zrobić coś co się będzie dało oglądać, c)scenarzystów, którzy nie kombinują, żeby "dodać coś głębokiego od siebie" d)wystarczającą liczbę odcinków, żeby fabułę zmieścić, a nie tak jak w przypadku innych Talesów, gdzie kilkadziesiąt godzin gry wrzuca się w czteroodcinkową OAVkę.
Poza tym - nie chcesz, nie ogladaj. Albo obejrzyj i powiedz, że nudne - ale nie mów, że nudne dlatego, że na podstawie gry. Mogę od ręki wymienić kilkanaście tytułów anime, które też są nudne, a z grami nie mają nic wspólnego, bo to nie jest temat o ekranizacjach gier tylko o konkretnym anime i tyle. To tak, jakbyś się zastanawiała nad sensem ekranizacji mang w temacie o Naruto. A kogo to obchodzi? :P
A cała animacja gier studia Key, Tsukihime, Gungrave, Fate/SN, 90% haremówek (Sola na ten przykład) - to wszystko gry. Nie powiesz, ze wszystkie te pozycje są do kitu (wiem, ze o Key tak nie myślisz). Po prostu ciężko jest dobrze przekazać poziom adrenaliny, który nieuchronnie towarzyszy samej rozgrywce, ale jeśli gra ma dobrą fabułę, to nie widzę problemu.