Jeśli rozebrać ten film na kawałki, to rzeczywiście - niewiele z niego zostaje. Scenariusz w "makroskali" nie bardzo ma sens, skojarzenia z Forrestem Gumpem same się nasuwają, a czasem banał czai się tuż za rogiem. Niemniej jednak, ja uległem całości - film porwał mnie i nawet mimo oczywistych braków, oceniam go pozytywnie. Jeśli miałbym wymieniać jakieś bardziej konkretne argumenty, to na pewno należy pochwalić scenografię i nienachalne efekty specjalne, wiele ciekawych, drobnych epizodów i scenek, bardzo dobre aktorstwo (Cate Blanchett, Taraji P. Henson, Jared Harris, Tilda Swinton, a nawet Pitt, choć tu ograniczony był chyba trochę 'pasywnością' granej przez siebie postaci). Użyte środki były doskonałe, materiał miał wielki potencjał, Fincher jednak nie pokazał do końca, na co go stać. Chociaż, jeśli miałbym wskazywać bezpośredniego "winnego" - wskazałbym na Rotha.