Wystarczyło dać do przeczytania, nawet nie scenariusz a zwykły opis filmu kilku fanom filmu lub gatunku, a twórcy uniknęliby wielu bzdur. Ten Skynet miał chyba inteligencję godną ATARI lub Commodore skoro najważniejszej bazy broniło jedno działo i najwyżej kilka terminatorów. Maszyny dobrze wiedziały gdzie znajduje się kryjówka bandyty nr 2 ("wodne" terminatory namierzyły przecież Johna w śmigłowcu) a mimo to nie zaatakowały. To nie była wojna partyzancka tylko zwykłe działania w których skynet nie odważył się zaatakować jednej z baz.
To najzwyklejsze sprzeniewierzenie się głównej idei, zgodnie z którą ludzie żyli i walczyli w ukryciu.
No i po kiego grzyba wróg nr 1, gdy już został schwytany i zidentyfikowany, nie został od razu rozstrzelany?
W 1 lub 2 człowiek gdy tylko zbliżył się do terminatora był martwy, tutaj komputerowy Arni rzucał Johnem aż miło. Co to? Wrestrling? Zapasy?
Czy twórcy naprawdę mają widzów i fanów za ostatnich baranów?
W kinie czułem się, jak by mi ktoś w pysk dał. Taki chłam podają jako dzieło? Efekty to dodatek, nie zmienią kiczu w dobre kino.
I jeszcze jedno.
Zauważyliście, że film był krótszy od tego co podawane jest w opisie na oficjalnej stronie i nawet w kinie? Ponadto nie było wielu scen, które z kolei widziałem w trailerach. Pracownik kina (dzwoniłem z reklamacją) potwierdził moje obawy. Tez zauważył braki scen oraz krótki czas wyświetlania. Twierdził, że każde kino tak wyświetla i czas podany na plakatach różni się od tego podawanego na materiale.
Chyba trzeba będzie obejrzeć wersję reżyserską. Co prawda to chłam ale jestem wiernym fanem Terminatora....