No i prawie skończyłem Chocotto Sister. Chciałbym zauważyć, że tanukowska recenzja jest mocno przesadzona pod względem narzekania na sceny rodem dla dewiantów. Zgodzę się że jest kilka scenek, bez których seria spokojnie mogłaby się obyć, ale zwracam uwagę, iż praktycznie kończą się one w okolicach 10 odcinka. A poza tym cóż - taki to już urok japońskiej animacji, że nieco inaczej podchodzi do spraw traktowanych przez nas jako tabu. Ten kto nie potrafi tego zrozumieć, nie jest dla mnie nikim innym, jak tylko kulturowym ignorantem z klapkami na oczach, który nie powinien takich rzeczy oglądać, nie wspominając nawet o recenzowaniu.
Na początku trochę kaleczyła mnie kreska, zbytnio moim zdaniem uproszczona, ale szybko udało mi się przywyknąć. Za to narzekanie na piosenki też jest moim zdaniem nieco na wyrost, bo nie wierzę aby osoba oglądająca anime raczej nie od wczoraj była aż tak uprzedzona do cukierkowatego japońskiego popu; tym bardziej, że obie piosenki są wkręcające jak diabli - nie mogę przestać nucić ich sobie pod nosem. Zgodzę się za to ze stwierdzeniem, iż ending jest trochę za bardzo eksponowany w drugiej części serii - chwilami miałem po prostu dosyć słuchania tej piosenki po kilka razy na odcinek. Poza tym to raczej przyjemna seryjka dla wszystkich lubiących nieskomplikowaną, spokojnie prowadzoną fabułę opowiadającą o codziennym życiu. No i oczywiście mamy Choco, która wyrabia takie normy słodkości, że można by nimi spokojnie obdzielić kilka innych serii. I nie mam tutaj bynajmniej na myśli scen, w których biega po domu bez stanika lub gdy kamera pokazuje nam jej majtki, o czym napisałem już powyżej - seria spokojnie dałaby radę i bez takich momentów. Ale niestety one są i nic się na to nie poradzi - trzeba przejść nad tym do porządku dziennego, jeżeli chce się cieszyć innymi zaletami tego tytułu. Tym niemniej na wszelki wypadek nie polecam nikomu - kto zechce, ten sam sobie sprawdzi, jeśli jeszcze tego nie zrobił.