No i po kolejnym odcinku Fairy Tail. Kurde balans, ta seria robi się coraz lepsza z arca na arc. Teraz sadzą takie cliffy pod koniec każdego epa, że człowiek aż zaciska pięści z bezsilnej złości i błaga przynajmniej o jeden odcinek dziennie, żeby zebrać kilka i móc sobie pomaratonować. Na szczęście śliczna końcówka trochę łagodzi skołatane nerwy.
Swoją drogą to jest przerażające. Z natury nie lubię shounenów, nie lubię shounenów w których główną tematyką jest walka z coraz silniejszymi przeciwnikami, nie lubię w shounenach walki przy wykorzystywaniu magicznych mocy. I co? I to, że Fairy Tail spełnia wszystkie te wymogi, a ja wkręciłem się w niego niczym jakiś nastolatek - czekam jak na szpilkach na kolejne odcinki, a gdy już są, to oglądam siedząc na brzeżku krzesła i gryząc z nerwów knykcie albo paznokcie. I kiedy już słyszę pierwsze nutki endingu, to aż mnie unosi żeby jak najłapczywiej pochwycić ostatnie sekundy odcinka, bo wiem że musi to starczyć do kolejnego poniedziałku. Scary.