A ja tymczasem po drugim odcinku Madoki. Pewne zaraz mnie zlinczujecie za to co napiszę, ale muszę stwierdzić że od zachwytów jak na razie jestem daleki. SHAFT kapitalnie odwraca konwencję do góry nogami - na tyle kapitalnie, że to co zazwyczaj odpycha was od magical girls (a mnie przyciąga), tutaj postawione zostało do góry nogami. Weźmy chociażby scenę, w której główna bohaterka
przynosi na spotkanie swoje projekty mundurka, a koleżanki zwyczajnie ją obśmiewają
. Poczułem się jakbym dostał w twarz. Podobnie z końcową walką, która jest niesamowicie epicka, ale... no właśnie - jest epicka, a magical girls mają być kjutne. Nie kręci mnie
wyciągania guna większego kilka razy od samej użytkowniczki
, kręcą mnie za to świetliste przemiany i jakiś wymyślny taniec podczas używania zaklęcia na potwory. Mój konserwatyzm znowu bierze górę, ale jak na razie brak mi w tej serii takiej typowej magical girlsowej infantylności, którą są wręcz nabite pozycje takie jak Lilpri czy Kaitou Saint Tail. Mówiąc wprost, po prostu nie mam się na co ślinić. Na razie planuję oglądać dalej, ale obawiam się że jeszcze ze dwa takie epy i serię pożegnam, po prostu nie mając w niej czego szukać. Zabawy z konwencją mahou shoujo na taką skalę chyba jednak nie są dla mnie - musi być klasycznie. Owszem, zdawałem sobie sprawę że SHAFT na pewno coś przekombinuje, ale spodziewałem się po prostu jakiegoś typowego, konwencjonalnego magical girls, tyle że mroczniejszego. A tu tymczasem konwencję totalnie szlag trafił, co niezbyt mi się podoba.