Ciąg dalszy wiecznego nadrabiania, czyli Kaichou wa Maid-sama. Drugie shōjo jakie dane mi było zobaczyć (po OHHC) i zdaje mi się, że już załapałem cały schemat. Niezdecydowana i nie rozumiejąca swoich uczuć bohaterka, główny wybranek przypominający księcia z bajki, no i cały orszak pomniejszych paziów, mających mniej szyku, aczkolwiek nadrabiających żywiołowością. Ponadto relacja między wybrankami budująca się przez całą serię, nie dopiero pod koniec, gdy protagonista zdecyduje się na kogo ma ochotę.
I tak, z jednej strony różnice między shounenowymi odpowiednikami są wyraźne, z drugiej, oglądało mi się wyjątkowo sympatycznie i o dziwo podobnie. Pomijając może pairingi wciskane tu i ówdzie, ale starałem się być świadomy faktu, że gatunek nie dla mnie i przy podmianie płci już bym raczej nie narzekał. Mimo takich drobnych pierdółek - anime uniwersalne, wliczając w to maid'sy śmigające w fanazyjnych kostiumikach, obowiązkowy odcinek plażowy i klasyczny humor, może lekko uszczuplony o seksistowskie gagi.
Pomiając domniemany target - bardzo przyjemne, szkolno-romantyczne komediowe animu, spod znaku 8/10.