No i dowiedziałem się czemu Boku wa Tomodachi ga Sukunai było miłością od pierwszego wejrzenia. Projekty postaci narysował Buriki, którego kunszt mogłem wcześniej podziwiać w Denpie Onnie (...). On, czy też ona, bo szczegółowych informacji znaleźć nie mogłem, wykonuje naprawdę niesamowitą robotę, wypuszczając spod swoich palców prawdziwe cukiereczki, aż iskąrzące się od nadmiernego stężenia moe.
Niestety tutaj też spora część zalet dla mnie się kończy. Miałem nadzieję na komedyjkę z lekkimi pociągnięciami romansu i ewentualnym fan-servicem a otrzymałem haremówkę w najczystszej postaci i przesiąkniętą ecchiowatością trochu za bardzo, by mieściło się to w moich granicach animu-estetyki.
No bo naprawdę, co innego jakieś delikatne kadrowanie na dekolty, czy też błyśnięcie bielizną, ale bez zooma x1000 a co innego "O, a ona teraz wyskakuje nago i jest fajnie". Za każdym takim zabiegiem czuję się, jakby próbowano zalać mnie betonem i brakiem kreatywności. To tak samo, jak te wszystkie serie spod znaku horroru, które swoją "straszność" bazują na latających wszędzie oderwanych koniczynach, do tego w tle hektolitry krwi, oczywiście z jednej zabitej osoby. No ale wszystko ma swoich odbiorców.
W każdym razie - do rzeczy wartych dostrzeżenia należała też napewno para heroinek serii, które to obie obsadzono w rolach tsundere, na czym całość wyszła zdecydowanie dobrze w swoim oryginalnym pomyśle. Kłócąco-rumieniący się duet, przerzucający się charakterystycznymi "B-baka!" miał w sobie sporo uroku i w dużej mierze napędzał serie. Oprócz tego dwie loli, bo autorzy chyba wszystkiego co dobre, chcieli dać podwójnie, trap i i napalona yaoistka geniusz. Przy czym dwa ostatnie, też popularne ostatnio archetypy postaci, niestety nie do końca mnie przekonują.
Fabularnie z początku wszystko prezentowało się ok, dalej nastąpiło lekkie rozczarowanie. Zamiast prowadzić serię swoim własnym torem, co zdawało się wychodzić dość umiejętnie, postawiono na klasyczne odcinki plażowe, czy z nocowaniem w jakimś tam domku letniskowym. Czułem nie do końca wykorzystany potencjał i brak umiejętności rozplanowania co się w zasadzie się w tych dwunastu odcinkach chciało umieścić. Szczególnie ostatni odcinek sprawiał wrażenie wrzuconego z przymusu, by choć w najmniejszym stopniu rozwiązać plot, mimo sugerowanej kontynuacji serii.
Koniec końców 7/10, ale samemu mi trochę żal tak niskiej noty, zwłaszcza, że na początku przewidywałem przynajmniej tę solidną ósemkę. Coś ostatnio przy wielu seriach odnoszę wrażenie, że wszystko zostało poprowadzone nie w tym kierunku, co powinno. Bądź nie w tym, w którym chciałem.