Mawaru Penguindrum. No i znowu jestem rozdarty, znowu ciężko mi jednoznacznie ocenić anime. Problem jest tym bardziej złożony, że Mawaru stara się aspirować do tej górnej półki japońskiej animacji - ambitniejszej, zawierającej rozległe nawiązania, zaskakującej treścią, formą i tak dalej. A z tymi produkcjami mam zawsze największy dylemat.
Bo o ile coś pozostaje w ramach czystej zabawy formą - nie ma problemów, akceptuję pełne szaleństwo - stąd też mój szacunek dla wielu produkcji Gainaxu, który z ogromną samoświadomością prowadzi swoje dzieła. Gainax dokładnie widzi kontury swojego szkicu, dokładnie wie co ten szkic przedstawia, nawet jeżeli jest wybitnie zakręcony i owy szkic sumiennie wypełnia należytą treścią. Wszystko zdaje się sprawdzać doskonale i działa jak w zegarku.
Przy Mawaru z kolei jest zgoła odwrotnie. Sam Kunihiko Ikuhara zresztą, twórca, jak wyczytałem i co zresztą widać, przyznał się do tego, jakoby inspirował się Lynch'em. I rzecz w tym, że Lyncha tak samo, za tworzenie surrealnych tworów, nieskładnych i (często) bezsensownych, tłumaczonych za to ogólnie pojętą ekspresją, nie lubię.
Czym innym jest dla mnie świadomy zabieg i czym innym jest spontaniczne pociągnięcie bohomazu, wokół którego dalej tworzy się historię, który dalej się uzupełnia i z którego prowadzi się w kolejne pociągnięcie. A tak właśnie wielokrotnie odbierałem Mawaru Penguindrum na przestrzeni kolejnych odcinków.
Oczywiście nie chcę tutaj negować całego kunsztu autorów i doceniam pracę jaką włożono w produkcję, doceniam zastosowaną symbolikę i odniesienia, nawet jeżeli nie zawsze mnie przekonywały, nie zawsze je do końca rozumiałem, czy też do wielu zapewne nie dotarłem, ale subiektywne odczucie jest jakie jest.
Czy graficznie mi się podobało? Podobało. Pomijając może trochę nieregularną formę. Czy oprawa dźwiękowa mi się podobała? Jak najbardziej, zwłaszcza, że Etsuko Yakushimaru i jej delikatny głos jest mi w stanie osłodzić wszystko. Treść, fabuła? Obejrzałem w dość dobrym tempie i niby wrażenie było w pełni pozytywnie.
A jednak repetytywność niektórych elementów, gdzie jedna z postaci przez 20 odcinków przewija się i wypowiada jedną kwestię w kółko, brak harmonii i kompozycji fabularnej, gdzie przeciąga się poboczne wątki przez długie odcinki, by potem po macoszemu i w pośpiechu rozwiązywać te bardziej znaczące elementy, to wszystko mnie wprowadzało w pewną konfuzję.
No ale to specyficzne odczucie i ot, wybrzydzanie. Mawaru Penguindrum ogółem było dobre i eksperymenty z naszą japońską animacją powinny cieszyć, zwłaszcza gdy serii ślepo powielających schematy nie brakuje.