Hyouka (mogą być jakieś spoilery)
Wyczekiwana przeze mnie od pierwszych zapowiedzi i pojedynczych grafik. Od razu się w nich zakochałem i to, co zastałem w anime okazało się być już tylko lepsze. Szczegółowe, przejrzyste, prawdziwie rzemieślnicze wykonanie niejednokrotnie wprawiało mnie w osłupienie i sprawiało, że na chwilę zapominałem o tym co się właściwie dzieje i po prostu obserwowałem poszczególne elementy obrazu. Wielokrotnie musiałem przez to przewijać całą akcję. Co prawda nie było tu jakiegoś charakterystycznego shaftowego stylu, czy skrajnego wizualnego bogactwa, z którym kojarzy mi się
Byousoku 5 Centimeter. Jednak wyczucie i smak z jakim została wykonana ta produkcja, przepiękne rozgraniczenie między tłem a elementami animowanymi, dopieszczenie elementów krajobrazu i poświęcenie każdemu elementowi tła uwagi, dopieszczenie projektów postaci - KyoAni spisało się nad wyraz.
I tak jak tym razem obyło się bez wymyślonego ubarwienia włosów postaci, tak cała ta feria kolorów przypadła na oczy, których wykonanie autentycznie mnie zachwycało. Głęboki fiolet Chitandy, przepiękna poziomka u Mayaki, intensywny niebieski wpadający w kolor nocnego nieba u Irisu, która swoją drogą też była świetną postacią, spokojna zieleń Orekiego, optymistyczne ciepłe kolory u Satoshiego, czy Misaki, która też pojawiała się tylko parę razy, a sam projekt jej fryzury rozradowywał mnie ponad wszelkie normy. Coś pięknego. Poza tym - w poza szkolnych scenach, za każdym razem inne stroje u bohaterów. I o ile jest to już coraz częstszy zabieg i coraz rzadziej mamy japońskich Dexterów, z całą szafą takich samych ubrań, tak tutaj i kwestii projektu ubrań się spisano. Widać było, że zajmowali się ludzie którzy się na tym znają, którzy to lubią i którzy kolejny obowiązkowy element produkcji są skłonni zamienić w małe dzieło sztuki.
Od strony charakterów źle nie było, zwłaszcza jeżeli mieć w pamięci lekki charakter serii. Oszczędzający siły, pełen sprzeczności główny bohater i duchowy spadkobierca Kyona oraz Chitanda, duchowa spadkobierczyni mojej ukochanej Tsumugi (nadymanie policzków, zaciskanie uniesionych ku górze piąstek, abstrakcyjny entuzjazm i ciekawość) - para pierwsza. Para druga, już bardziej skomplikowana, to pełen energii i wiedzy, stojący nie wiedzieć czemu w cieniu Orekiego, Fukabe oraz poziomkowa tsundere, bardzo ludzka na szczęście, Mayaka. Na szczęście, bo było się bez złości i fochów godnych rozpuszczonych księżniczek, a za każdym wybuchem złości stała potrzeba zamaskowania swoich prawdziwych emocji. Było to w jakiś sposób autentyczne i nie oglądało się tego źle.
I wracając na chwilę do postaci Satoshiego Fukabe, który w pewnym sensie wydał mi się najciekawszą postacią. Twórcy niejednokrotnie starali się podtykać pod nos różne mniej lub bardziej zauważalne wskazówki, jakoby heteroseksualizm Satoshiego był poniekąd wątpliwy. Podejmując się tej tezy jako prawdziwej, wiele dialogów, głównie tych prowadzonych między Fukabe a Orekim, można było interpretować w zupełnie innym świetle, co przynajmniej dla mnie było wyjątkowo ciekawe. Nie mówiąc już o tym, że relacja łącząca go z Mayaką nabierała zupełnie nowego wymiaru, nabierając przy tym tragicznego charakteru. Do wielbiciela yaoi mi daleko, ale na prawdę miło było zobaczyć dość ludzkie podejście do tematu, bez wiążących łatek, które z postaci homoseksualnych musi robić albo postacie komediowe/przerysowane, albo postacie ściśle związane z gatunkiem dla sceny fanowskiej. Taki dojrzały element w nie aż tak bardzo dojrzałym anime. Mi się to bardzo podobało.
Muzyka - zadowalająca. Kompozycje muzyki klasycznej jak ulał pasowały do niektórych scen, autorskie udźwiękowienie też dawało radę. Może bez żadnych fajerwerków, przy których miałbym ciarki na plecach, ale bywało już gorzej.
Pozostaje zatem na koniec ostateczna kwestia i w zasadzie główny problem (w moim mniemaniu) całej serii, czyli fabuła. Nie powiem, że mi się nie podobało, ale było mocno... zwyczajnie. Fajnie było zobaczyć element mystery w szkolnej serii, ale też ten sam element jakoś szczególnie nie porywał. Rozwiązanie niektórych zagadek było zaskakujące, czasem szło przewidzieć to i owo, ale daleko było do czegoś faktycznie wciągającego. Spokojne tempo produkcji niby nijak mi nie przeszkadzało, jednak wszystkie historie, cała ta fabuła, w opozycji do oprawy graficznej, wypadała w jakiś sposób szaro. Tak jakby fabularne 7/10 nie nadążało za graficznym 10/10, mimo, że jest to dosyć przerysowane postawienie sprawy.
Wciąż jednak, na szczęście,
Hyouka była zachwycająca. Podczas seansu mordka cieszyła mi się niezliczoną ilość razy, a to zawsze dobry znak. Wystawiam lekko naciągane
9/10 i w zasadzie nie mam w związku z tym większych wyrzutów. Teraz byle do kolejnej produkcji spod znaku Kyoto Animation. Powoli i z radością zamieniam się w fanboya : )
Edit: Wrzucę sobie jeszcze gifa mocno pobocznej Misaki, której to projekt i fryzura mnie zupełnie rozłożyła na łopatki :3