*mind blown*Po tym, jak wcześniej wybrałem sobie Tenchi Muyo z listy polecanych starowinek od Wilka Stepowego, tak teraz padło na
Revolutionary Girl Utene od Sir_Ace'a. Muszę przyznać, że określenie "dziwny szojec" w pełni się sprawdziło.
Tym bardziej zresztą, że mniej więcej w połowie się zorientowałem, że był za tę produkcję odpowiedzialny Kunihiko Ikuhara, przy którego
Mawaru-Penguindrum zdążyłem się już zorientować, że Davida Lyncha, to on kocha bardzo. Pingwiny jednak, to był pikuś, tutaj całe motywy zostały przeniesione żywcem do animca. Motyw drogi, podróży samochodem przez autostradę nocą, prosty pas wyznaczający drogę w bliżej nieokreślonym kierunku - to wszystko zostało tutaj zaprezentowane z taką mocą, że wręcz trudno mówić o inspiracji. Bardziej o hołdzie lub, bardziej brutalnie, kalce. I szkoda tylko, że za Lynchem i jego abstrakcyjnym przeintelektualizowaniem niespecjalnie przepadam. Żeby nie powiedzieć, że go nie lubię.
Doceniam jednak wkład włożony w produkcję, niezależność i bezkompromisowość na którą sobie pozwolono. Miło było obserwować całą tą filmową symbolikę, nawet jeżeli sam gustuję raczej w lżejszych, bądź sprawiających pozory lżejszych, produkcjach.
Z rzeczy które mi się wybitnie nie podobały - nadmierna ilość odcinków oraz powtarzające się sekwencje animacji. O ile to pierwsze jeszcze może uchodzić za zaletę, bo mam wrażenie, że kiedyś po prostu robiono tyle odcinków, ile uważano za stosowne, tak tego drugiego już przeboleć nie mogłem. Ja rozumiem transformacje w sailorkach, rozumiem takie zabiegi w pokemonach, ale 3-4 minuty wtórnej animacji na odcinek, a mniej więcej tyle właśnie w "najgorszych" odcinkach wrzucano, to już przesada. Utena idzie walczyć - półtora minuty (wbrew pozorom bardzo dużo) animacji pokazującej jak wchodzi po schodach. No ok, całkiem ładnie to wyglądało. Drugi odcinek, znowu idzie walczyć - zaraz, to chyba to samo? I w następnym odcinku znowu, i znowu, i znowu. Nie mam w zwyczaju przewijać chińskich bajek, nawet jeżeli wybitnie mnie męczą, ale tutaj w końcu odpadłem. Naprawdę, same openingi i endingi zajmują przecież jakieś 3 minuty z 23 minut całego odcinka i to już jest dużo, podbieranie kolejnych tylu, to już przesada.
Z tego też powodu byłem skłonny momentami wystawić Utenie 6/10, ciężko było mi oglądać więcej odcinków, niż dwa dziennie. Końcówka jednak w miarę nadrobiła i generalnie myślę, że dobrze będę wspominał kontakt z tą produkcją. W końcu były oryginalne, złożone postacie i oryginalne, złożone relacje między nimi. Było też ciekawe operowanie nastrojowością. Tyle tylko, że trochę nie w moim guście. Subiektywne
7/10.