Natsume Yuujinchou - fajne, spokojne animu. Miejscami modliłem się o trochę więcej akcji i by coś w zakresie głównego wątku ruszyło się do przodu, ale koniec końców pogodziłem się z formułą, jaką przyjęto i w przyjemnym błogostanie przewędrowałem przez wszystkie cztery sezony. Miłosne historie, w których biednych śmiertelników krzyżowano z boginkami podeszły mi najbardziej, za każdym razem łapiąc za serducho. Animacyjnie oszczędnie i adekwatnie - w sumie fajerwerki nie były nijak potrzebne. Lekki skok w jakości odczułem między drugim, a trzecim sezonem, ale była to w sumie czysta kosmetyka.
Osobne podziękowania dla Itou Miki, której nijak nie spodziewałem się tu usłyszeć. Przy każdej scenie z jej udziałem (Touko-san), byłem skłonny w wyobraźni utkać sobie ciepły jedwabny szalik, długi na parenaście metrów, by następnie się w nim zakopać, wystawić z niego same uszy i słuchać mojej ukochanej seiyuu, jak głaszcze mnie po zmyśle słuchu.
Wszystkim sezonom oberwało się zasłużone 8/10.
Obejrzałem też OVA School Rumble, co do których nie byłem pewien, czy już je widziałem, czy nie i w sumie dalej pewien tego nie jestem. Same OVA w każdym razie bardzo dobre, o mocno staroszkolnym charakterze, z fajnym i konkretnym rozwiązaniem akcji na koniec, co rzadko się w komediach zdarza. Nawet jeżeli to komedia podszywana leciutkim pseudo-romansem, będącym głównie pretekstem, do kolejnych komediowych gagów. W Minami-ke się pewnie nigdy tego nie doczekam ;_;. Miło było sobie przewietrzyć tę serie, 8/10 po raz drugi.
I na koniec już mniej optymistycznie. Strike Witches, moje pierwsze anime, które mogę w pełni nazwać majtkowym, szczególnie mi nie niestety nie podeszło. Ani z tutejszym fanserwisem dobrze się nie czułem, ani akcja nie ta, militaryjne klimaty też obeszły się bez jakiejkolwiek zajawki. Co prawda pod koniec pierwszego sezonu coś tam się rozkręciło i nawet było w tym trochę funu, ale już w przypadku drugiej serii, czułem się jakbym obcował z auto-plagiatem, pozbawionym jakiejkolwiek kreatywności.
Starałem się być tolerancyjny na tyle, na ile tylko umiem, ale chyba na zbyt wielu polach seria rozminęła się z moimi gustami. Na yuri akcenty powinienem reagować optymistycznie, ale w tym wydaniu zupełnie mnie nie ruszały. Cute girls doing lewd things, gdzieś mi się w moim postrzeganiu harmonii świata gryzie. Na śmigło-odrzutowce zakładane na nogi do końca spoglądałem jak Paris Hilton na kolekcję butów z poprzedniego sezonu. Wiele rzeczy też się gryzło w warstwie czysto logicznej i tutaj, nie będąc szczególnie ujęty całością, nie umiałem na kolejne niekonsekwencje przymykać oka.
Po prostu nie moje klimaty. Tyle dobrego, że przynajmniej przekonałem się, że w naszym Saimoe bym nie głosował szczególnie inaczej. Charlotte faktycznie była najfajniejsza. Dla pierwszego sezonu poleciało 7/10, dla drugiego 6/10. Przede mną jeszcze film, ale na nic się nie nastawiam.