Poniżej spoilery!
Sakurasou no Pet no Kanojo wywołało u mnie mieszane uczucia. I to nie ze względu wykonanie, które było ok. Pastelowo-tęczowa kolorystyka nadała serii przyjemny, odmienny charakter w minionych sezonach. To, co mnie ugryzło to przede wszystkim MC i sposób w jaki postanowiono przedstawić jego relacje z dwiema głównymi pretendentkami do tytułu bycia "tą jedyną". Obie co prawda były skonstruowane bardzo fajnie i rozumiem, że autorzy ostatecznie postanowili nie faworyzować w pełni żadnej z nich, ale rozwiązania na jakie postawiono zupełnie do mnie nie trafiły.
Olewanie Shiiny na rzecz Nanami przez całą drugą połowę anime, by pod koniec to właśnie jej wyznać legendarne "Daisuki~!"? Wylewanie na niej wszystkich swoich frustracji i podchodzenie do jej uczuć z bezrefleksyjnością godną bohaterów pierwszych haremówek, a potem "tyś najważniejszą z dam"? Argh, autentycznie mi się w tamtym momencie załączył zespół tourette'a. Pierwszy raz zapałałem sympatią do postaci dotkniętej autyzmem w anime, bo wcześniej miałem na nie swojego rodzaju uczulenie i akurat tutaj postanowiono rozwiązać sprawę po macoszemu.
Mimo tego, że sama scena z pociągiem była całkiem fajna.
A tak oprócz tego, że tym razem do anime podszedłem wysoce emocjonalnie i krytycznie względem rozwiązań fabularnych, to przewinęło się wiele pozytywnych elementów, szczególnie jak na szkolny romans. W końcu postacie z anime zostały obsadzone zainteresowaniami, które mogłyby się pokrywać z zainteresowaniami odbiorców. Oczywiście, to nie pierwszy raz, jednak jak na serię szkolną jest to zjawisko dosyć rzadkie. Zagadnienia związane z wyznaczaniem sobie celów, posiadaniem uwarunkowań do wykonywania danej pracy, z odnoszeniem porażek i związaną z tym frustracją - wszystko zostało podane w sposób niebywale dorosły, jak na tego typu anime. Choć tutaj znowu muszę wtrącić głupiego Soratę, który dopiero co zaczął się zajmować game designem, a rozklejał się nad sobą najbardziej. Co to za pomysł porównywać się z Mashiro, która robi coś od urodzenia dzień w dzień, kiedy samemu jest się amatorem. Głupi Sorata.
Tak jak mówiłem, mieszane uczucia. Na MALu wystawiłem 8/10, bo ogrom rzeczy mi się podobał, wliczając w to kjutne protagonistki (i Chihiro-sensei :3), ale jak tylko myślę o Soracie i tej lipie, którą w moim uczuciu odstawiono, to mam ochotę odwrócić głowę, a minus przy ósemce sięga oceny siódemkowej.