Yozakura Quartet: Hana no Uta - kiedyś, dawno temu, gdy ukazał się pierwszy epek starego Yozakura Quartet, z miejsca tę serię skreśliłem i w sumie nie pamiętam już nawet czemu. A wczoraj, w myśl zasady, że na kaca najlepsze lekkie anime, zabrałem się za oglądanie nowej serii, tj. Hana no Uta. I przyznam Wam, że wsiąkłem totalnie.
To jedna z tych serii, które na pierwszy rzut oka nie zachwycają, ale starczy poświęcić choćby kilka sekund na uważne przyglądnięcie się szczegółowej grafice, dopieszczone animacji, świetnemu chardesowi i naprawdę porządnie zrobionym postaciom, by przepaść bez reszty. To jedna z tych serii, która są zarazem poważne, jak i lekkie, spokojne, jak i dynamiczne. Jedna z tych serii, które są idealnie wyważone.
Zarys historii jest dość sztampowy. Miejscem akcji jest miasto, gdzie ludzie i demony mogą żyć razem. Spokoju pilnuje w nim grupka przyjaciół o unikatowych zdolnościach, posiadanych dzięki demonicznej krwi lub mocom półdemonów. Miasto to przyciąga demony nie tylko dlatego, że ludzie starają się stworzyć w nim najlepsze dla nich warunki do życia. W tym mieście bariera między światem demonicznym a ludzkim jest bardzo cienka. Pozwala to łatwiej odsyłać demony do tego innego wymiaru, jeżeli takie będzie ich życzenie.
I właśnie w takim otoczeniu zaczynają dziać się niebezpieczne cuda, za którymi definitywnie stoi ktoś o bardzo nieprzyjemnych zamiarach.
Seria naprawdę mnie kupiła. Głównie dzięki bohaterom. Na kilkanaście pierwszo i drugoplanowych, a nawet tych epizodycznych postaci, które przewinęły się przez serię, wszystkie były bardzo wyraźnie nakreślone, charakterystyczne, szalenie sympatyczne bądź intrygujące, i zawsze wnoszące coś do historii. A historia był bardzo fajnie zrobiona, bo choć Hana no Uta jest trzecią serią spod znaku Yozakura Quartet, to można ją oglądać niezależnie. Pomimo tego, ma się fajne wrażenie, jakby wskakiwało się w toczącą się już historię, bo już w pierwszym epku mamy większość postaci, tak bohaterów, jak i antybohaterów. Jednakże nie ma tu efektu zagubienia się nawet pomimo tego, że nic nie jest tu na miejscu tłumaczone. Po prostu historia jest naprawdę idealnie opowiedziana. Dzięki temu nie ma tu często odczuwanego w innych seriach sztucznego wydzielenia fabuły w szczelnie zamkniętą całość. Raczej ma się wrażenie dołączenia na chwilę, na kilka przygód, do historii postaci i miasta. Ja przynajmniej bardzo lubię taki chwyt fabularny.
Wspominałem o sympatycznych postaciach. Nie da się ich nie lubić. Szczególnie Ao z jej uszkami, Kotohe z jej okularami i yuri zachowaniem, Touke z jej okazyjnym niepanowaniem nad siłą albo lekko perwersyjnych Yuuhi i Yae. Praktycznie każda postać zapada w pamięć, choć, paradoksalnie, dwójka głównych bohaterów najmniej. Nie mogę powiedzieć o nich złego słowa, ale oni akurat są najbardziej sztampowymi postaciami w tej barwnej grupie.
I postacie te są naprawdę świetnie narysowane i zanimowane. Ktokolwiek stał w tej serii za grafiką, ten odwalił kawał dobrej roboty. Jest szczegółowo, ładnie, kolorowo i bardzo dynamicznie, a sceny walk są wyreżyserowane kapitalnie.
Tak więc szczerze serię polecam. A podczas oglądania warto skubnąć również starsze OVA, tj.
Yozakura Quartet: Hoshi no Umi. Gdy tylko na początku jednego epka pojawi się wzmianka o demonhunterach i Zakuro zróbcie sobie przerwę na trzy odcinki OVA, które wyjaśnią pojawienie się Zakuro, rozwiną postać Rin i wprowadzą sporo fajnej akcji.