Przy Broken City można się bardzo zawieść. Głównym mankamentem tej historii (moim zdaniem) jest przedtawianie Batmana jako jakiegoś napakowanego gościa, którego jedyną siła przebicia jest siła mięśni. O ile się nie mylę w tej opowieści gacek w ogóle nie używa swojego wysokiego IQ. Trochę mnie to zablało, bo historia zyskała na tendencyjności (oczywiście sceny z rodzicami już są do bólu tendencyjne).
Prawda jest taka, że Broken City ukazało się w ramach tytułu "Batman", który (nomen omen) jest flagowym tytułem DC Comics. Wydawnictwo stara się się troszyczyć o tego typu zeszytówki, czego dowodem jest jakaś mniejsza czy większa kontrola i wywieranie wpływów na twórców. Nie mozna w takich miesięcznikach pozwolić sobie na pewnego rodzaju wolność artystyczną, co jest pewna bolączką. Gdyby Azzraello i Risso tworzyli tą historię w ramach ś.p. "Legends of the Dark Knight" i międzyczasie dano by im czas na zastanowienie się nad budową tego komiksu, efekt byłby zgoła inny.
A tak mamy uczucie zetknięcia się z komiksem, który opisał w swoim ostatniej wiadomości raj666. Czuś pewne "oślepienie" przez mamonę.
Komiksy o Batmanie nie trzymają tego samego poziomu, co za czasów granta, breyfolge'a, moencha i jonesa już ładnych parę lat. Oczywiście przez ostatnie 3 lata można wyliczyć wyjątki pewnego błysku dawnej świetności. jednakże są to rpzykłady do wyliczenia na palcach jednej ręki. DC nie ma pomysłu na Batamana. Smutne, ale prawdziwe. Męczymnie fantastycznam i pełna akcji otoczka ostatnich historii Morrisona. Obecnie jedynie Dini trzyma pewną tradycję w Detective'ie, ale i on ma swoje gorsze momenty w swoim runie.
Ja radziłbym zapoznanie się z Catwoman Brubakera i Pfeifera. Jest to seria, która trzyma pewien ustalony, acz satysfakcjonujący poziom i jest naprawdęświetną ucztą dla fanów kryminałów (czy to ksiązkowych, czy serialowych) i ulicznych herosów, którzy niekoniecznie ratują świat przed napaścią marsjan.