Poniżej lekkie spoilery z trzeciego tomu Detective Comics. Ostrzegam.
Przeczytałem sobie "Imperium Pingwina". Generalnie spoko, złe to nie było. Rysunki bardzo fajne, jest na czym zawiesić oko, aczkolwiek patrząc po tych czarno-białych wersjach okładek, to stwierdzam, że wolę Jasona Faboka właśnie w wersji black and white. Chciałbym kiedyś jakiś cały zeszyt zobaczyć rysowany przez niego bez kolorów. Może kiedyś się załapie do którejś z antologii "Batman: Black & White".
Ależ ten Batman jest teraz naszpikowany techniką. Takie czasy, wiem, ale chyba nie do końca mi to pasuje. Ostatnio czytałem troszkę starszych Batmanów, a jak się przerzuciłem na "Imperium Pingwina", to wydaje mi się, że ten dzisiejszy Batman już by sobie w Gotham nie poradził bez gadżetów. Latają koło niego jakieś sondy i sondują... Kiedyś opierał się mocom Poison Ivy dzięki sile woli lub filtrom w nosie lub na ustach. Dzisiaj instaluje sobie w masce jakiś stroboskop coś tam, od którego "łeb mu pęka", ale nic to. Ważne, że jest kolejny super gadżet... Kiedyś do takich zbirów przetrzymujących zakładników dostałby się jakoś od tyłu zdejmując ich po cichu. Dzisiaj, Batman stosuje frontalny atak lecąc na jetpacku z giwerą strzelającą Batarangami... Kiedyś potrafił załatwić Clayface'a z miejsca. Dzisiaj od niego ucieka mówiąc "nie mam sprzętu" i wraca odziany w jakąś super hiper zbroję z kolejną giwerą...
Szkoda, że scenarzysta nie pociągnął do końca wątku Ghostdragons. Niby tacy nieustępliwi i "nigdy nie rezygnują ze zlecenia i nie przyjmują porażki" jednak już dalej nie polowali na Wayne'a ani nie chcieli zemścić się na Cobblepocie. Po prostu zniknęli. Szkoda, bo ja sobie zawsze lubię popatrzeć na walczącego Nietoperza z jakimiś ninja. Zdziwiło mnie jeszcze, że aby powstrzymać Poison Ivy w tej fabryce, Batman przyjechał na miejsce Batmobilem, a po całej akcji już tym Batmobilem nie odjechał, lecz odfrunął samolotem. Moim zdaniem to niedopatrzenie scenarzysty, bo nie sądzę, żeby Batplane non stop za nim latał gdy tylko Batman jest w mieście.