Batman: Rok zerowy - Mroczne miasto to najgorszy origin jaki kiedykolwiek czytałem. Powiem więcej, dawno tak głupiego komiksu nie czytałem, nawet drugi tom Szpona to przy nim niezła lektura. Batman jeździ tu samochodem po sufitach. Riddler robi tu sam jeden rzeczy, do których potrzebna byłaby armia osób. Zrujnowane miasto po trzech tygodniach wygląda jakby minęło kilkadziesiąt lat. Nygma ma w biurze zawieszony pod sufitem głaz-pułapkę, ważący pięć ton (ciekawe jak go tam umieścił - z Looney Tunes skojarzyła mi się ta scena
). Snyder ma manię epickości, w jego komiksach wszystko musi wybuchać, a ja chciałbym po prostu żeby Batman znowu był mścicielem działającym z poziomu ulicy. Bruce Wayne jest dla mnie kompletnie 'out of character'. Rysunki Capullo nadal mi nie pasują do Batmana. Kolory
obrzydliwe, wyglądają jakby ktoś wyrzygał na planszach paczkę Skittelsów. 2/10.
Batman: Ziemia jeden to kompletne przeciwieństwo Roku zerowego. Już dawno nie czytałem czegoś tak dobrego z Mrocznym Rycerzem. Komiks ma niesamowicie filmową narrację, kapitalne kadrowanie, jest mroczny a wyszukiwanie różnic pomiędzy uniwersami sprawia niesamowitą frajdę. Widać, że autorów nie goniły terminy i naprawdę przyłożyli się do swojej roboty. 9/10.