Batman: Narodziny Demona - rozczarowanie.
Liczylem na wiecej. Na duzo wiecej.
Czesc pierwsza i druga przypominaja mi specyficzne, banalne filmy akcji jakich bylo pelno w latach 80. Takie z paramilitarnymi organizacjami chcacymi zawladnac swiatem i samotnym bohaterem a la Michael Dudikoff / American Ninja 5. Syn Demona ma jeszcze calkiem przyjemna dla oka, old schoolowa kreske, ale juz Narzeczona Demona meczy zarowno scenariuszowo jak i graficznie. Akcja gna na zlamanie karku, duzo sie dzieje, ale wszystko jest strasznie przewidywalne, czasami wrecz glupawe. Album ratuje nieco ostatnia, bardzo dosadna historia Narodziny Demona, przepieknie zilustrowana przez Breyfogle'a. Nie sadzilem, ze Norm jest tak dobry w kolorowaniu.
Nie rozumiem jakim cudem ten album oceniany jest jako jeden z najlepszych komiksow o Batmanie. Moze w czasach kiedy byl wydany jego odbior byl inny, ale w moim odczuciu zestarzal sie bardzo. Niemniej jednak nie zaluje zakupu tej ramotki, bo mimo wszystko ma swoj urok.