Wiele tym postem do dyskusji nie wniosę ale przyłączam się do ambiwalentnych głosów na temat "
Narodzin Demona" z DC Deluxe.
Komiks nieco męczący, który - mimo że raptem z przełomu lat 80. i 90. - czytało mi się mozolniej niż niejeden dwukrotnie starszy klasyk upychany obecnie przez Hachette w WKKM. Być może główna w tym "zasługa" niezmącenie poważnego nastroju w połączeniu z sensacyjną i miejscami dość naiwną historią.
Ale do rzeczy:
"Syn Demona" - jak dla mnie największym atutem są rysunki Binghama. Nawet nie samo wykończenie, ale rozrysowanie kadrów, ciekawe perspektywy, niekonwencjonalne ramki. W formacie Deluxe wyszło to wyjątkowo efektownie. Do tego dochodzą nietypowe dla Batmana akwarelowe kolory. Historia nie jest jakaś porywająca, ale przede wszystkim - wbrew temu co napisał w posłowiu Śmiałkowski - moim zdaniem jest wyjątkowo "niebatmanowa". W zasadzie to nie musi przeszkadzać, ale mnie widok Batka
trenującego armię najemników Al Ghula, czy inwazje komandosów opuszczających się na linach
itp. pomysły kojarzyły się przede wszystkim z "wczesnym Bondem" albo po prostu kinem akcji lat 80. Właściwie Batman nie posiadał tu żadnego "charakteru". Był tylko dobrze wyszkolonym mięśniakiem, biegającym od lokacji do lokacji. W stroju nietoperza...
"Narzeczona Demona" - bardziej "batmanowy" niż poprzedni, ale w sumie niewiele to dało. Historia się ciągnie, przez większość czasu nie czuć jej "wagi", dystansu tutaj nie ma za grosz. Do tego rysunki bez polotu. Jak dla mnie, to nawet poniżej średniej. Komiks, którego poza tym wydaniem zbiorczym w zasadzie nie było by sensu wznawiać. A i w tym wydaniu można by go po prostu pominąć.
"Narodziny Demona" - to jest prawdziwe uzasadnienie publikacji tego albumu. Norm Breyfogle w malowanym wydaniu jest niebywale efektowny. Nie wiem, czy nie wolę jego klasycznych rysunków ale wyjątkowości tego ujęcia nie można odmówić. O ile rama fabularna jest - jak to zwykle rama - raczej pretekstowa, o tyle historia wewnętrzna -
- jest napisana sprawnie, miejscami mocno, z wyczuciem "orientalnego" stylu. Może nie jest zbyt zaskakująca ale nadrabia wspaniałym klimatem. Taka baśń z 1001 nocy w świecie Batmana.
Reasumując - rozczarowany nie jestem, ale do wybitności temu komiksowi daleko. Jeśli jeszcze kiedykolwiek po niego sięgnę, z pewnością odpuszczę sobie "Narzeczoną Demona".