Mucha wykonała świetny ruch wydając Legendy Mrocznego Rycerza, chociaż zacznę od początku.
Szaleńcy w więzieniu, najsłabsza historia w tomiszczu. Banalna, w niektórych fragmentach idiotyczna (dobra jest idiotyczna od początku). Sam pomysł przemieszczenia świrów do prawdziwych przestępców był kompletnie nierealny i naciągany, aż do bólu. Deal z meczem i całą resztę pozostawię bez komentarza, a Arkham w tym opowiadaniu sam powinien zostać zamknięty w swoim szpitalu. Żenada.
Ostrza to z kolei najlepsza opowieść, z wyraźnie lepszą warstwą graficzną. Co bezapelacyjnie najważniejsze, Batman jest tam detektywem, a nie tylko typem bijącym po mordach dziesiątki podejrzanych kolesi. Samo rozwiązanie tajemnicy "Zorro" zrobiło na mnie wrażenie, bo ja kompletnie nie podjąłbym tego tropu i nie wydedukowałbym tożsamości mordercy. Ogólnie scenariusz Robinsona został zaplanowany od a do z i muszę przyznać, że była to jedna z najlepszych historii z mrocznym Rycerzem, jaką czytałem.
Nieudacznicy - kolejna niezła historia, może nie jest to już ten sam poziom co "Ostrza", ale całkiem przyjemna dla oka. Początki Calendar Mana, rzadziej spotykani łotrzy i MVP tomu dla fryzury Robina
Mroczny Rycerz na randce, nic specjalnego. Piękna ostatnia strona, niezwykle klimatyczna. Cooke się dużo nie napracował.
Noc po nocy. Że tak napiszę, Joker musiał być
Nic specjalnego.
Podsumowując, dosyć nierówny tom. Zdecydowanie najlepsze dłuższe fabuły, którego podbijają ocenę całosci. 7,5/10