Mroczny Rycerz Szalony nieźle się zaczyna. Akcja nie jest aż tak oczywista jak w Spirali przemocy. Tylko po co oni dają flashbacki o Szalonym Kapeluszniku jak był dzieckiem? No po co mi kolejny origin? Mam mu niby współczuć? Że to nie jego wina? Zabicia tylu osób nic nie usprawiedliwia. Jeśli "Glina" ma podobną konstrukcję, to nie będzie to fajny komiks.
Muszę się nie zgodzić. Po pierwsze, jak przeciętny polski czytelnik komiksów ma wiedzieć, jaka jest historia Szalonego Kapelusznika? Ta postać nie była chyba w wydanych u nas pozycjach z Batmanem jakoś szczególnie eksponowana (jeśli się mylę, to mnie poprawcie - mam jednak pewne braki). W każdym razie nie czułem w ogóle żadnej wtórności i na pewno dla mnie nie był to "kolejny" jego origin.
Po drugie, akurat w tym wypadku historia z przeszłości jest mocno spleciona z teraźniejszością. Origin pełni ważną rolę, bo tłumaczy, dlaczego Tetch
obsesyjnie poszukuje Alicji
. Na razie jestem po pobieżnej lekturze albumu, w najbliższych dniach przeczytam go dokładnie, ale już uderzyła mnie bardzo interesująca cecha pochodzenia Kapelusznika.
Weźmy taki "Zabójczy żart". Jednym z jego głównych tematów jest pewna analogia między Jokerem a Batmanem - obaj powstali przez "jeden zły dzień" (Batman przez dzień, w którym zginęli jego rodzice, Joker przez dzień
napadu na fabrykę, poprzedzony śmiercią żony
). Tymczasem w "Szalonym"
ten pomysł jest wręcz odwrócony: Szalony Kapelusznik narodził się nie tyle wskutek koszmarnego, co perfekcyjnego dnia Jervisa Tetcha (wyprawy z Alicją do wesołego miasteczka)
!
To właśnie obsesja powtórzenia tego dnia i uczynienia rzeczy na powrót doskonałymi stała za osunięciem się Jervisa w chorobę psychiczną i za całą jego działalnością jako superłotra. To także dobrze tłumaczy, dlaczego posługuje się on kontrolą umysłu: skoro ludzie nie chcą dobrowolnie zachowywać się tak, jak wtedy, obsesja każe mu ich do tego zmusić.
Dość przewrotny to pomysł i całkiem ciekawy.
Podsumowując, bardzo podoba mi się ten zabieg i uważam origin za użyteczny nie tylko sam w sobie, ale też i ważny dla całej fabuły. Dzięki temu przychylnie spoglądam na "Szalonego", mimo że zwykle niezbyt przepadam za tak ponurymi historiami. Oczywiście, album ma też minusy. Przedstawienie Tetcha jest chyba niezbyt spójne z jego występem w którymś z pierwszych "Detective Comics" z N52 (ale czytałem je dawno i mogę się mylić). Zapewne więcej rzuci mi się w oczy po dokładniejszej lekturze, ale tego akurat:
Oczywiście znowu nie założył maski przeciwgazowej i oczywiście dał się zahipnotyzować kapelusznikowi - enty raz. A potem "dramatyczny"
zwrot akcji.
nie postrzegam jako błędu.
Biorąc pod uwagę wyjątkowo potężne emocje, w jakich wtedy działał Batman, jestem w stanie zaakceptować, że nie pomyślał o masce. W zasadzie to niewiele w ogóle myślał