Jest dobrze i nawiązuje do kiepskiego DKSA tak mało, jak to możliwe (...)
Hmmmm... To ja inaczej: jest dobrze, ale nie tak dobrze jak w DKSA. W moim odczuciu jednak w znacznej mierze jest dobrze dlatego, że DKIII jest logiczną konsekwencją DKSA i fabularnym wariantem odpowiedzi na ostatnie pytanie rzucone przez Supermana na przedostatniej planszy poprzedniej serii. DKSA zreszta, jak wynika z powyższego, niej jest komiksem złym, a to, że nie może być konkurentem dla DKR wynika przede wszystkim z tego, że ten był komiksem pionierskim. Powtórzenie estetycznego wrażenia nascie lat później nie było możliwe, ale efekt zaskoczenia stylistyczną metamorfozą był ciągle częścią równania. Do dziś nią zresztą pozostaje, odrzucając tych, którzy wielbią dzieło Millera z lat osiemdziesiątych. Kampowość estetyki DKSA łączy się z historią komiksu superbohaterskiego w latach dziewięćdziesiątych, tak jak złożona struktura DKIII odbija (choć mniej jaskrawym światłem) poetykę współczesnego przemysłu komiksowego.
DKIII, trzeba zaznaczyć, jest fabułą jakich wiele w DC ostatniej dekady, ale poszczególne zeszyty (a przynajmniej pierwsze dwa z pięciu przeze mnie przeczytanych) są popisowo zorganizowane. W kolejnych rzecz zaczyna się już toczyć w duchu analogicznych fabuł "z rozmachem" (
straszne zagrożenie, zwieranie szeregów, pozorne śmierci i spektakularne powroty
), ale wszystko wykonane jest elegancko i narysowane przez wiodące ołówki tego przemysłu, więc na tym etapie nie ma co narzekać. Martwi tylko to, że rozrzedzone zostaje to, stanowiło ważki element poprzednich odsłon serii - satyryczny wgląd w medialny przemysł, który odbija w krzywym zwierciadle zwroty akcji. Tu, poza chmurkami z internetowych komunikatorów, niewiele nowego się dzieje. Jakąś tam rekompensatą w przestrzeni kontrapunktów są mini-komiksy uzupełniające główny wątek o perspektywy innych bohaterów serii. Tu też zresztą wkracza Frank "o wielu obliczach" Miller, tuszowany przez Klausa Jansona w numerze pierwszym, wykańczający prace Romity Jra w trzecim i rysujący od początku do końca zeszyty 4. i 5. Ciekawie się to prezentuje, a samo scenariuszowe rozegranie postaci w większości przekonuje. Więc zabawa jest przednia, nawet jeśli ranga tej opowieści w hierarchii komiksowych dzieł jednak pośledniejsza.