Weźmy np. wpis o Fugazi Music Club. Połowę wpisu zajmuje tłumaczenie autora, że do tej pory nie czytał komiksu, bo nie lubi Warszawy, nie lubi polskiej muzyki, a w czasie kiedy toczy się akcja historii ganiał z rówieśnikami po korytarzach wiejskiej podstawówki. Dalej mamy parę zdań o czym jest komiks i podsumowanie "Głupi byłem, że zwlekałem tyle z przeczytaniem tego komiksu. Komiks Podolca okazał się być świetną, wciągającą lekturą, która, co mnie bardzo zaskoczyło, była w stanie przykryć rewelacyjne ilustracje Marcina.".
Nie dowiedziałem się z tego wpisu dlaczego komiks Podolca jest świetną, wciągającą lekturą i co zaskoczyło w niej autora wpisu. Jedyne co mogę podejrzewać, to że Teszbir jest fanem rysunków Marcina. Po prostu mowa-trawa pełna stwierdzeń w stylu "Zrobiłem to, co zawsze robię z komiksami, za lekturę których zabieram się z bólem - odłożyłem go sobie na podróż pociągiem. Jeżeli do wyboru mam kontemplowanie brudnej szyby wagonu lub lekturę komiksu, który z góry skreśliłem w swojej głowie, zazwyczaj wybieram to drugie."
Dawno, dawno temu, w czasach, które doskonale pamiętam, o publikacji jakiegoś tekstu decydowało to, czy spełnia on (ów tekst) kryteria stawiane tekstom przez redaktorów czasopism. Dziś - za sprawą internetu - owo sito przestało istnieć i każdy może publikować, co tylko chce. Możliwość publikacji bez wcześniejszej weryfikacji (która polegała na dopuszczaniu do druku tekstów, które spełniały okreslone standardy) została uznana za rozmaitych krytyków za zdobycz ery internetu. Owa zdobycz uzmysłowiła wszystkim dokoła, że różni ludzie, z różnych przyczyn czytają rózne teksty.
Autor, o którym tu mówimy, wybrał sobie metodę mowienia o swoich odczuciach, wrażeniach, subiektywnych odkryciach i prywatnych olśnieniach. W świecie, w którym - za sprawą internetu - wszystko jest dopuszczalne, ma do tego absolutne prawo. Co istotniejsze (dla mnie przynajmniej), autor ten nie udaje, że pisze recenzje, analizy, czy interpretacje. On wproist mówi, o tym, co czuje, o tym, kiedy zauwazył dany komiks itp. On zdaje sprawozdanie ze swoich subiektywnych odczuć, precyzyjnie nas informując, że to jego subiektywne odczucia.
Dla porównania powiem, że w takim "KZ" ludzie niejednokrotnie pisza o swoich prywatnych odczuciach i w dodatku nie potrafią ich sensownie uzasadnić, ale twierdzą, że to są recenzje, analizy i interpretacje. W moim odczuciu, dopiero to drugie jest "mową-trawą" i zasługuje na napiętnowanie.
Rozumiem, że blog poświęcony jest przede wszystkim ładnie wizualnie i edytorsko opracowanym książkom, dlatego opinię właśnie na temat jakości i sposobu wydania chciałbym tam przeczytać, bo same zdjęcia i filmik to nie wszystko. Wystarczyłby tekst przeklejony z opisu wydawcy + informacje na temat jakości edytorskiej prezentowanej publikacji. A tak to nie wiem, mamy jakieś niby-wrażenia z lektury, napisane w marnym stylu, z których nic nie wynika (fajne, super, ładne obrazki), ani to recenzje ani prezentacje tych książek.
Zgłaszanie zastrzeżeń do czegoś, że nie jest tym, czym nie jest, uważam za niedorzeczne. Autorzy bloga nie obiecują, że będą zamieszczać na nim informacje na temat jakości i sposobu wydania, czy jakies inne. Nie rozumiem zatem, czemu uważasz, że powinni robić to, co chciałbyś, żeby oni robili i nie potrafisz pogodzić się z tym, że robią to, co sami chcą robić. Takie ich prawo, wynikające z faktu, że żyjemy w dobie internetu.
Wyrażasz swoją pogardę dla ich pracy, uzywając określeń ""niby-wrażenia', "marny styl", "ani to recenzje, ani prezentacje", ale jednoczesnie uchylasz się od walki o to, by w innych miejscach (np. w "KZ-cie" czy na blogach, do których linki sa wrzucane na tym forum) nie pojawiały się "niby-wrażenia", "marne style" i "ani to recenzje, ani prezentacje".
Walczenie z powszechnie występującym zjawiskiem to donkichoteria.
Walczenie z autorami konkretnego bloga to prywatna animozja i zwyczajna upierdliwość.
Sam wybierz, do której grupy się zaliczysz.