Oprócz GitSów można kupować filmy wydane przez firmy o profilu non-animu. Duże firmy mają profesjonalny sprzęt, technologię i tłumaczy, a animu to dla nich kolejny produkt do opchnięcia. Nie mają pasji ani misji do spełnieni. Ale ich średni rzemieślniczy poziom i tak jest o wiele wyższy niż to, co sobą reprezentuje grupka pasjonatów. Poza tym mamy normalne tłumaczenie filmowe - bez honoryfikatorów, szczątków japońszczyzny i podchodzenia do kultury z pochyloną głową. Do tego z korektą/redakcją i wykonane (z angielskiego) przez pana, który dobrze zna nie tylko język bazowy, ale i docelowy.
Przykład - filmowy Bebop. GitSy też robili ludzie, którzy na co dzień zajmują się lokalizacją normalnych filmów. My się podniecamy, że wreszcie coś ze świetnym obrazem i tłumaczeniem, a to po prostu wydanie... normalne.