Brakuje może trochę wyrazistej roli kobiecej, bo Madame Simza zupełnie nie przekonuje, funkcjonując na ekranie tylko jako tło dla poczynań głównych bohaterów. Z jednej strony może to i słuszny zabieg, bo uwypukla świetny zasadniczy wątek filmu, ale z drugiej - nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to postać o niewykorzystanym potencjale. Nie zostaje w pamięci właściwie żadna scena z jej udziałem. Zupełnie przeciwnie ma się rzecz z Irene Adler, której jest tu mało, ale potrafi zachwycić (choćby w scenie restauracyjnej). Czekam z niecierpliwością na powrót Rachel McAdams w części trzeciej.