Yorgi - czyli komiks, który ze względu na niską cenę kupiłem dla oldschoolowej badass okładki. Podgolony łeb w stylu Burtona i Cyba zrobił swoje.
Nie miałem pojęcia o czym to może być, ale spodziewałem się bezkompromisowej jazdy sci-fi, takiej, której z kolei nie spodziewam się wcale po np. takim Orbitalu. Dostałem ją gdzieś w 70-80%.
Yorgi to bardzo fajny, staroszkolny, nieco toporny (ale w uroczy sposób) komiks. Przypomina mi bardzo Funkiego, tyle, że czytało się go o wiele lepiej (scenariusz Parowskiego i Rodka zawsze strasznie mnie męczył - bluźnierstwo ignoranta).
Czekam na więcej, myślę, że z czasem chłopaki się wyrobią i wszystko będzie bardziej płynne.
Podoba mi się ich odwaga w sięganiu po rozwiązania, po które dzisiaj już nikt nie sięga. Chodzi mi o ten uroczy brak konsekwencji towarzyszący technologii, przedmiotom, modzie, zjawiskom społecznym itp., opisanym (czy może tylko wymienionym) w komiksie. To nie jest fantastyka naukowa, to jest po prostu fantastyka. I bardzo dobrze. Mało silenia się na naukowość i sens, za to dużo pozytywnego luzu.
Wytłumaczeniem może być, że wszystko jest tylko snem jakiegoś gościa. Jeśli tak jest, to akurat bardzo mi się to nie podoba. Nie cierpię takich zabiegów. Skojarzył mi się też od razu pewien mało znany w Polsce system RPG. Tam też mamy ponurą przyszłość, narkotyki, ludzi żyjących 1000 lat i masę zbrodni (o wiele więcej, niż w Yorgim), a tajemnica twórców gry było, ze cały ten świat jest wizją umierającego właśnie z przedawkowania ćpuna. Pewnie przypadkowa zbieżność.
Kreska fajna, scenariusz fajny. Czego mi zabrakło? Penisów i krwi. Miałem nadzieję na więcej zepsucia, porno i flaków. Ale i tak jest dobrze. Brakowało mi takiego komiksu w ostatnim czasie.
Polecam.