Strasznie oczywiste jest to zakończenie historii. Takie połączenie albumu "Thorgal: Miasto zaginionego boga" i drugiego "Indiany Jonesa". Trochę religijnego bełkotu, jakichś...ja nie wiem...indiańskich bogów, szczypta amazońskiej dżungli, sporo ciemnych korytarzy pod piramidą.Takie pitu pitu. Nieźle się czyta i cudownie podziwia się widoczki.
Xavier Dorison to jest taki gość, który robi fajne komiksy (takie 6-7, w rzadkich porywach 8/10), otacza się świetnymi rysownikami i nie potrafi dobrze kończyć opowieści. Ładny ten ostatni tom "Silvera", ładniejsza to seria niż "Trzeci testament", ale mniej więcej na tym samym poziomie. Na szczęście zakończenie jest lepsze, niż w poprzedniej jego serii. Nie jest tak zaskakujące, ale za to mniej bełkotliwe. Mógłby w końcu połączyć te dwie moce i zrobić zakończenie niebełkotliwe i zarazem zaskakujące. Tu poszedł na łatwiznę. Trochę lepszy scenarzysta zrobiłby z tego rzecz rewelacyjną. Był "Silver", nie ma "Silvera". Ale jest ok. Podobało mi się. Bo piraci, bo statki, bo przygoda, bo ładne rysunki, bo historia oczywista, ale na szczęście rzadko bełkotliwa. Chcę więcej, a ty Dorison naucz się kończyć.