Jako osoba pracująca w wydawnictwie i mająca te dane. I przy nakładzie tak niskim jak 500 sztuk rynek wtórny praktycznie jest nie istniejącym problemem (pomijając to, że rynek wtórny jest w ogóle marginalnym problemem, jeśli się chce go odbierać jako problem. Bo tak samo trzebaby było odbierać biblioteki, w końcu psują rynek, skoro można POŻYCZYĆ a nie kupić). Dzieje się tak z różnych powodów. Po pierwsze nakład 500 sztuk to nakład niszowy albo bardzo eksluzywny. Nakład niszowy z założenia ma mały zasięg i zbyt, a jak całość zejdzie- to co mnie obchodzi, że ktoś gdzieś kupuje książkę w antykwariacie, moje wydawnictwo odbębniło swoje. Jeśli nie zejdzie, to często samo wydawnictwo obniża ceny- po co kupować używane w antykwariacie, skoro mogę nowe z dużym rabatem. Jeśli jest to wydanie eksluzywne, to szczerze mówiąc mało kto się zbywa takiego, a nawet jeśli, to wchodzimy w rynek spekulacyjny - ile ktoś jest w stanie zapłacić za egzemplarz versus ile jest ten egzamplarz anprawdę wart. Wydawnistwu żal tyłek ściska, że nie ma jeszcze 10 egzemplarzy, żeby puścić na rynek po cichu, ale mówi się trudno. W odpowiednich kręgach i tak się mówi o naszym tytule i się szuka naszego wydawnictwa poprzez ten tytuł.
Problem z rynkiem "wtórnym" zaczyna się dopiero, kiedy mówimy o hurtowym paserstwie, o nadymaniu bańki spekulacyjnej (patrz załamanie rynku komiksów w Stanach w latach 90tych, do czego doprowadzili sami wydawcy). Oczywiście, że wolałabym, żeby ktoś kupił ode mnie nówkę, ale mówienie, że rynek antykwarialny psuje rynek książek/ komiksów jest bzdurą. Jest przedłużeniem tego rynku. To tak jakbyś powiedział, że ciuchlandy psują rynek sieciówkom ciuchowym.