Iron Man to zdecydowanie najsłabszy tom z pierwszej trójki. W pierwszym pojawieniu się Iron Mana strasznie irytował wysyp sformułowań "czerwony" i "komuch" co drugie zdanie. A głupota drugiej historii aż wybija oczy. Zbroja zaczyna żyć bez wyraźnego powodu i walczy ze Starkiem... też bez wyraźnego powodu. W międzyczasie mamy sen Starka jako zapychacz, a na koniec Tony pokonuje zbroje gołymi rękoma. Zauważyłem, że wiele motywów z tego komiksu zaczerpnieto w trzecim filmowym Iron Manie. Nic dziwnego, że film był również bezdennie głupi.
I teraz nie wiem co dalej. Avengers i Hawkeye chętnie przeczytam, więc pewnie dam jeszcze szansę kolekcji. Ale później raczej rezygnuję.