No, przeczytałem. Przede wszystkim, tak jak można się było spodziwac, fabuła jest tylko pretesktem do zabawy czysta komiksowa konwnencją. Nie uznaję tego za wadę, bo ja osobiscie lubie taką "czystą formę" (że tak nawiążę do Witkacego), ale zdaje sobie tez sprawe, że niektorym osobom cos takego nie podejdzie. Niemniej widac, ze autorzy sa pelni mlodzienczego wigoru i naprawde tak bezpretensjonalnie, tak troche naiwnie, ale rownoczesnie i mocno swiadomie kochaja komiks i się nim bawia, i sprawia im to przyjemnosc. I jeszcze kochają... heavy metalowa muze 2. polowy lat 80., ale nie jakas komerche, tylo thrash i death metal z domieszka zacnej klasyki (np. z okolic R.J.Dio - RIP). Jakoś jak czytałem początkowe rozdziały, to w glowie nagle zaczala mi rozbrzmiewac 1. EPka Sodomu - In the Sign of Evil (jak ktos takich rzeczy sluchal w latach 80., to zrozumie o czym mówie, a jak nie, to po ptokach, bo juz jest z pozno).
Wartym odnotowania jest równiez mocno zauważalna ewolucja kreski Bisleya na przestrzeni tych kilku lat, w jakich powstawaly poszczegolne odcinki komiksu - poczatkowo wyrazista, mocno kontrastowa "czarno-biala" kreska nieco niespodziewanie zamienia sie w nieco mniej czytelna (czasem znacznie mniej czytelna) kreske budujaca szarosci. W tej pozniejszej fazie rowniez postaci, szczegolnie ludzkie, nabieraja cech pozniejszego stylu bisleyowskiego (mam tu na mysli rozne deformacje, w szczegolnosci ozdobniki twarzy w postaci roznych "wypryskow" itp). Jednak wspomniana "niespodziwanosc zmiany stylu" rysowania dopadnie czytelnika szybciej niz tylko na gruncie rysunku Bisleya. Otoz po kilku pierwszych rozdzialach nagle ni stad ni zowad mocno kontrastowe, czarno-biale kadry zmieniaja w kadry "skalach szarosci". A to za sprawa drugiego z rysownikow, o ktorym nikt w tym watku nie wspomnial, mianowicie niejakiego S.M.S'a. Przeskok z jednego stylu rysowania do drugiego jest tak radykalny, ze w pierwszej chwili mnie az odrzucilo, niemniej technika rysowania S.M.S.'a jest blizsza tej, widocznej w drugiej fazie Bisleya w tym komiksie. Tak czy owak, S.M.S. jest autorem okolo polowa plansz, zatem nie jest to czysty komiks bisleyowski. Pomimo, iz S.M.S figuruje na okladce, w swietle tak znaczacego jego wkladu dziwi mnie, iz nie wspomniano o tym fakcie ani w tekscie na odwrocie komiksu (tekst wrecz sugeruje, ze jedynym autorem rysunkow jest Bisley), ani np. w sklepie gildii (gdzie wsrod autorow w ogole nie wymienia sie S.M.S'a).
Jak juz o tym wspominano w tym watku, komiks wydany jest porzadnie, choc papier moglby byc nieco grubszy, poniewaz duze ilosci farby drukarskiej powoduja w niektorych miejscach pofalowania. Dodatkowo, gdzies w srodku komiksu, w co najmniej w jednym z epizodow, mocno zauwazalny jest spadek jakosci reprodukcji plansz - rysunki wygladaja jak kiepskie odbitki ksero, jednak rownoczesnie dymki z tekstami trzymaja odpowiedni poziom. Zgaduje, ze przyczyna nie lezy po stronie Studia Lain ani drukarni, tylko nalezy jej upatrywac w otrzymanym materiale oryginalnym. Juz zeby sie do konca przyczepic, to napisze, ze w moim egzeplarzu niektore ze stron sklejone byly ze soba mikroglutami kleju, co przy nieuwaznym przewracaniu stron moglo doprowadzic do uszkodzenia ich powierzchni; mikrogluty jednak stosunkowo latwo dawaly sie usunac przy uzyciu umiejetnego drapniecia paznokciem.
Podsumowujac: jak dla mnie bardzo fajna i ladnie wydana rzecz, z ktorej sie ciesze i jestem zadowolny ze trafila do mojej kolekcji. Mam nadzieje, ze Studio Lain bedzie trzymalo dotychczasowy poziom i z pewnoscia zakupie nastepny zapowiadany przez tego wydawce komiks - ABSALOM.