I po lekturze Mandroida.... Całkiem mile spędzony czas, choć może nie aż tak bardzo jak przy Upadku Mrocznego Świata. I choć logo Sędziego na okładce, tak naprawdę Dredda w komiksie mało - jest w tle, a wydarzenia są ukazane z perspektywy tytułowego Mandroida. Tu mały zgrzyt - nazwisko bohatera, Slaughterhouse jest dość oczywiste, chyba większy wydźwięk by miało nazwanie bohatera nic nie sugerującym nazwiskiem. Pierwsza część komiksu rozpoczyna się całkiem fajnie - rysunki ala uczeń Mike'a Magnolii a następnie całkiem wiarygodnie pokazana droga rozwoju do ukazywanych wydarzeń. Część druga nosi prawie wszystkie znamiona części drugiej - jest więcej wybuchów, akcji, technikaliów i jest więcej Dredda
Tylko rysunki zdają się być bardziej budżetowe - to nie zarzut, tylko zmiana rysownika. Ale mimo wszystko wśród tej akcji wciąż pozostaje na pierwszym planie główny bohater ze swoją "wewnętrzną" walką. Komiks dość okrutny, ale nie w ilości trupów a bardziej wizji świata, w którym ilość codziennego zezwierzęcenia człowieka ma realny wpływ na psychikę osoby, która stara się od tego uciec.