Czytam sobie najnowszy tom Slaine`a (czyli Zabójca czasu) i strasznie dziwna jest ta druga opowieść. Aż musiałem na chwilę przerwać. Album składa się z dwóch historii i pierwszą uważam za bardzo dobrą. Wioska, hodowanie smoków, fajna narracja (takich komiksów z długimi, barwnymi opisami już dzisiaj nie robią) i sporo fajnych pomysłów. Dowiedziałem się jak hodować smoki, skąd się wzięły i nawet jak wytwarza się ten ich wewnętrzny ogień (gdzieś w przełyku pocierają się o siebie dwie kości w kształcie penisów - serio, serio
). Wszystko tak fajnie napisane, że aż chce się czytać. Bardzo podobał mi się pomysł, że widzą plamy cieplne, a nie normalnie, a latają najpierw same tworząc ciepłe powietrze zionąc ogniem i wykorzystując tak nagrzane prądy, żeby latać. Celtowie, jakaś wioska, krasnal, piękna rudowłosa niewiasta, smoki, fantasy - no tak wyobrażam sobie Slaine`a. Natomiast tytułowa opowieść jak na razie wydaje mi się nieco przekombinowana. Atlantyda, Slaine strzela z pistoletu z QA, podróże w czasie, jakieś kosmiczne rasy i planety, no chyba ktoś tu przed napisaniem scenariusza czytał Thorgala.
Najlepszy jest Slaine naukowiec. Ukko pyta go czy ogarnia ten pistolet, a ten mu z wykładem o energii geotermalnej wykorzystywanej w tej broni. Nie taki bezmyślny ten nasz barbarzyńca. No nawet fajne, ale dziwne.