Klint, wypowiem się po lekturze dwóch tomów i jako ktoś, dla kogo western jest ciekawym gatunkiem, ale daje radę bez niego żyć.
Rewelacyjne rysunki, ale to sam stwierdzisz, gdy sprawdzisz przykładowe plansze w Internecie. Fabuła sztampowa i pędzi jak szalona; z jednej strony to duży minus, bo pojedynczy album czyta się bardzo szybko, przez co sprawia on wrażenie krótszego, niż jest rzeczywiście, a ponadto umyka cała szczegółowość kreski (niby można wrócić po lekturze i przejrzeć ponownie, ale jakoś się nie chce); z drugiej strony krótka, lecz intensywna, rozrywka pozostawia po sobie wrażenie sytości. Przypomina dolarową trylogię Leone: samotny, tajemniczy główny bohater, niby szlachetny, ale też niewzbudzający sympatii innych person komiksu, odrealnione strzelaniny, naturalistycznie ukazana przemoc (choć Leone to tam mało co jeszcze pokazał, tu przemoc przypomina raczej III fazę f. westernu, tj. antywestern). Główne kobiece bohaterki to prostytutki. Krótko mówiąc: western jak się patrzy! Mnie się podoba.
Komuś pierwszy album skojarzył się ze świetnym filmem "Człowiek zwany Ciszą" Corbucciego, to ja przy okazji polecę jeden z moich ulubionych westernów, mianowicie "Twarzą w twarz" Sollimy (na FW pod oryginalnym tytułem i tak też łatwy do namierzenia na polskich stronach:
http://www.filmweb.pl/film/Faccia+a+faccia-1967-5505 ). To z tego filmu wyłapałem świetny cytat (jestem ich zbieraczem): "Jeden brutalny człowiek jest zwykłym przestępcą, setka ludzi - bandą, sto tysięcy to armia." Muzyka: Ennio Morricone. Zwiastun: