Zapomnijcie o Maczku, zapomnijcie o Aptekarzu. W albumie Święte Królestwo Bereźnicki tak się napracował, że w oba te komiksy nie mają startu i to razem wzięte. Jest dużo lepiej niż myślałem. Oglądając filmiki ze spotkań na YouTube, podczas których Coryllus opisywał walory tego wydawnictwa, byłem przekonany, że pomysłowych plansz jest zaledwie kilka, a większość, to zwykłe kadrowanie i zapewne kadry zrobione tak jak we Wrześniu pułkownika Maczka, że narysowana postać z przodu, a z tyłu walnięty jakiś kolorek robiący za tło i do widzenia. Tymczasem ten album to zbiór dzieł sztuki. Praktycznie każda plansza jest ciekawie pomyślana i narysowana z takim pietyzmem, że wyobrażam sobie odciski na dłoniach Bereźnickiego po zakończeniu pracy nad ostatnią planszą. Np. jedna z nich, to pokazanie gutenbergowskiej drukarni. Są to porozrzucane po planszy kadry, a przy każdym z nich dostajemy śmierć (w klasycznej postaci kościotrupa) w jakiejś pozie. A za tło robi duży rysunek prasy drukarskiej. Albo niesamowita plansza z naradą u młodego węgierskiego władcy, kiedy w jego kraju już panoszą się tureckie wojska, a młodzieniec siedzi w mroku na tronie, a nad nim na belkach pod sufitem siedzą kruki. Albo stojący na brzegu rzeki węgierski magnat zdrajca, patrzący jak Turasy przepływają Dunajem z mostem pontonowym, który ma za zadanie przeprawić na drugi brzeg 70-tysięczną armię. A przez całą planszę pociągnięta jest błękitna wstęga-rzeka Dunaj. I to najładniejszy błękit, jaki widziałem. Perełka, goni perełkę, pietyzm rysownika goni pietyzm, złoto goni złoto.
Ale jak to złoto? A tak to, że autorzy użyli w komiksie złotego koloru. Oglądając wspomniane filmiki ze spotkań autorskich byłem święcie przekonany, że to całe złoto, to będzie jakiś jarmarczny kicz. Wiecie, taka odbijająca światło farbka, niczym złotko z odpakowanej właśnie kulki Ferrero Rocher, a Coryllus na każdym spotkaniu chwali się tym złotem jakby dodawali do komiksu całą sztabkę. Mocno więc się zaskoczyłem, kiedy okazało się, że to naprawdę piękny kolor, taki matowy ciemny złoty, który jest bardzo dużą ozdobą komiksu. Złota kopuła na Wawelu naprawdę jest złota, złote hełmy, czasem jakieś drobne elementy na planszy, a kolor ten idealnie pasuje do pozostałych barw użytych w komiksie. Nie jest to tylko dodatek z odpustu, ale integralna część komiksu. Np. podczas rozmowy braci Hohenzollern z bankierem, jego obłąkany wzrok jest właśnie doprawiony złotem i wygląda jak szaleniec owładnięty tej barwy gorączką.
Są też innego rodzaju pomysły. Jest mnóstwo nawiązań do czasów współczesnych, niektóre postacie historyczne mają twarze dobrze nam znanych ludzi (lub też nieznanych, bo nie wyłapałem wszystkich smaczków). Jest fajny żart, kiedy do węgierskiego magnata zdrajcy dzwoni Georg Hohenollern i na smartfonie wyświetla się jego mroczna twarz a na dole są dwa przyciski. I nie ma zielonego odbierz i czerwonego odrzuć, tylko oba zielone odbierz i odbierz, bo Vitowi Corleone tamtej epoki widać też się nie odmawia.
W albumie jest wszystko. Są pomysłowo zaprojektowane plansze, są całostronicowe obrazy np. olbrzymi Georg Hohenzollern, który stoi na tle zamku Malbork (oczywiście sporo złotego koloru), albo turecki wojownik na polu bitwy, nad którym w fioletowej chmurze unoszą się kruki. Albo europejski rycerz na koniu. Są dwu-planszowe rysunki: przekrój kopalni złota (album trzeba odwrócić pionowo) i hołd pruski (z nawiązaniami do czasów współczesnych). Jest trzy-stronicowa rozkładówka z bitwą pod Mohaczem.
Scenariuszowo też jest świetnie. Historia jest podana w bardzo zgrabny sposób, są świetne żart, znakomite dialogi (mój ulubiony to rozmowa między bankierami i Hohenzollernami o kasie). Już samo wprowadzenie do komiksu jest klasowe, bo dostajemy rękę, która przerzuca złote monety, a w tle miasto, na kolejnej stronie jest wspomniany przekrój kopalni. Dowiadujemy się o co w tej historii chodzi, czyli o złoto, oraz skąd się ono bierze (oczywiście z węgierskich kopalń). A kolejna strona jest podzielona na trzy poziome kadry i przedstawiają między kim toczy się walka o władzę i kasę, czyli papieżem, cesarzem i sułtanem. Po prostu świetne.
Do albumu dołączono płytę z muzyką do komiksu, ale przyznam, że jeszcze jej nie słuchałem, bo mam zepsuty CD-room. A i bez tego album jest wart każdej wydanej na niego złotówki. No, nie spodziewałem się, że będzie aż taki super. To obok Cromwell Stone jeden z najładniejszych komiksów, jakie ukazały się na polskim rynku. Kiedyś w chwili słabości i będąc w potrzebie, sprzedałem swój egzemplarz komiksu Andreasa za 200 zł. Do dziś żałuję i czekam na drugie wydanie. Mój ból można porównać tylko z cierpieniem osób, które nie mają Świętego Królestwa. Gdybyście wiedzieli o tym komiksie, to co ja po lekturze, to od razu byście zapragnęli go przeczytać. A potem przechodząc obok półki wielokrotnie go wyciągali i podziwiali ulubione plansze, tak jak ja dzisiaj wielokrotnie czyniłem. 9,5/10