Cieszę się, że Nolan skończył z Batmanami, bo ten facet marnował się kręcąc blockbustery o gościu w pelerynie.
Jak dla mnie Interstellar to jeden z najlepszych filmów tej dekady, nie ma godnego konkurenta wśród filmów sf nakręconych od 2009 roku (czyli roku, w którym była premiera "Moon", nie mam tu broń Cthulhu na myśli "Avatara"). Nareszcie dostaliśmy prawdziwe science-fiction, poruszające kilka ważnych tematów, a nie horror/przygodówkę w kosmosie.
Jest parę sporych błędów "naukowych", ale bądźmy poważni, to nie jest podręcznik akademicki tylko film. Najważniejsze są emocje, a nie kurczowe trzymanie się faktów. A emocji ten film wywołał u mnie mnóstwo. Ani przez chwilę nie nudziłem się przez te trzy godziny, a podczas napisów końcowych miałem ochotę na więcej.
Od strony technicznej to arcydzieło. Te zdjęcia, ta muzyka...
Naprawdę warto przejść się na Interstellar do kina. Choćby dlatego, że o tym filmie "będzie się mówić" i to jeszcze przez długi czas.