zdanie czytelnika, który miał długi rozbrat z komiksem.
tak mniej więcej trzydziestoletni.........
lata 70 i 80 to były lata stukrotnego czytania tych samych relaksów, tytusów, christy i td.
a potem człowiek "dorósł" i odwrócił się od komiksów.
kilka lat temu dzięki fascynacji książkami Kinga trafiłem na "Lockey and Key" (wiadomo, synal).
no i wzięło mnie znowu, bardzo mocno.
nie będę tu pisał o cyklach, które mną pozamiatały najmocniej (Sandman, Lockey, AV, Gotham C, Skalp, Lazarus, CHEW!!!, Fatele), bo nie do tego służy ten wątek.
ten wstęp miał nakreślić CZASOWĄ I WIEKOWĄ perspektywę patrzenia na niektóre komiksa Batmana.
miałem je okazję czytać w tym roku, więc żaden z nich nie był obarczony przymiotnkami typu: przełomowy, prekursorski, otwierający nowy horyzont.
na wszystkie mogłem popatrzeć jako świeży czytelnik.
no i po przeczytani wielu recenzji i rankingów nie do końca rozumiem pewną gradację batmanowego kanonu.
nie wiem, może trochę jest tu snobizmu, że właśnie to jest kanon więc i ja uważam to za mega dzieło?
głównie chodzi mi o cykl Snyder'a, który moim zdaniem jest bardzo niedoceniony, a widzę go 2 klasy wyżej niż np Rok pierwszy, który moim zdaniem jest nadinterpretowany a przede wszystkim straszliwie się zestarzał. niestety podobne zdanie mam o Powrocie MR, który jest b. dobry, ale czas mu nie służy.
co innego Długie H. , które jest rewelacyjnym kryminałem, grzebiącym gdzieś w szczątkach Chandlera czy Hammetta.
ale to tylko moje subiektywne zdanie.