Tańczace karaluchy to takie luźne skojarzenie ot tak. Jest takie chińskie(?) przekleństwo : Obyś dożył ciekawych czasów, a jak wiesz podążając za słowami wróżby Symeon wyczekuje czasu bratobójczych walk i ogólnego burdelu społeczno-politycznego gdyż to będzie jego czas. Przepowiednia się spełnia, a to robactwo podrożuje na fali od dobrobytu do upadku i z powrotem. Wówczas skojarzyły mi się z tym stanem robaczki, które położone
na grzbiecie zaczynaja kręcić się w kółko by po chwili stanąc na nogi. Może to i nie były karaluchy ale wygladało jak pokręcony taniec.
Lubię takie lekko mętne historie, trochę mistyczne, brudne, ciekawie zobrazowane. Przez Ibikusa sięgnąłem po Sambre - inne to to ale klimatyczne; podobały mi się historie Chaboute'a. Najwcześniej był Rork - w czasach Komiksu zastanawiałem się co to właściwie kurna jest, a teraz Fragmenty i Przejścia to moje dwa ulubione albumy Andreasa+Cromwell Stone za warstwę wizualną.
Scream robi kawał dobrej roboty w komiksowym świecie, drażni mnie powiększony format, ale staram się wychwycić w ich ofercie coś dla siebie. W przypadku Gimeneza strawił bym nawet pojedyńcze w twardej, a może kiedyś doczekam Kronik Czarnego Księżyca od SC właśnie albo od Kurca.