Z dużą satysfakcją przeczytałem "
NIESKOŃCZONOŚĆ" (tj. 3 egmontowe tomy + "Preludium").
Można temu komiksowi to i owo zarzucić (pewnie najłatwiej uproszczenie postaci, czy spadek napięcia pod koniec), ale uważam, że jest to spore osiągnięcie i jeden z nielicznych naprawdę dobrych "wielkich eventów", które miałem okazję czytać.
Dlaczego:
1.
Komiksowy blockbuster jako baza danychHickmanowi udało się przełamać podstawową wadę standardowych eventów: wszystko co ważne poupychane w głównej miniserii, która jednak bez niewiele (lub nic) wnoszących tie-inów wygląda skrótowo i głupio. W "Nieskończoności" jest inaczej. Ścisłe splecenie ze sobą 3 głównych tytułów sprawiło, że komiksy trzeba było czytać naprawdę równolegle. Każdy z nich miał swoją linię narracyjną, ale ściśle zazębiał się z pozostałymi. Nie dałoby się tego przeczytać idealnie liniowo - i to było świetne! Pozwalało na kombinowanie, co po czym (kolejność zaproponowana przez Anionorodnika na fb jest pewnie najlepsza, ale ja na własny użytek wprowadziłem pewne modyfikacje). Zawsze coś było trochę z tyłu, coś trochę z przodu, ale - o dziwo - to właśnie było w tym ciekawe i potęgujące emocje. Umysł, błądząc po szufladkach tej "bazy danych" trochę się gubił, co - moim zdaniem - potęgowało wrażenie wielkości i rozmachu opowieści.
2.
Homerycki epos sci-fiSłowo "epicki" obecnie się zdewaluowało, ale tu pasuje idealnie. A nawet "homerycki", bo ta kosmiczna epopeja bardzo przypominała mi "Iliadę". Wiele wątków, podniosły nastrój i patos, olbrzymi rozmach i bohaterowie, którzy są "wodzami" i "herosami", a nie "realistycznie" oddanymi ludźmi z krwi i kości. J'son jako Agamemnon, Cap. America jako Odeseusz, Thor jako Achilles - to nie są analogie idealnie pasujące, ale moim zdaniem dobrze wyjaśniają zastosowaną przez autora redukcję zarówno charakterów, jak i pewnych wydarzeń (np. szkicowo potraktowany
sabotaż na niszczycielu Budowniczych
). Tak właśnie wygląda epos z jego heroizmem, pewną naiwnością i tym unikalnym rozmachem.
3.
Redukcja postaci ThanosaMoże to trochę kontrowersyjne, ale uważam, że świadomie postać "głównego łotra" i gwiazdy wśród antagonistów Marvela została tu "umniejszona". W obliczu inkursji światów, najazdu Budowniczych, czy nawet wojny między dwoma zwaśnionymi królestwami, jego piracka awantura okazuje się mało istotnym epizodem, a kiedy
wojska zjednoczonego wszechświata dowiadują się o jego działaniach na Ziemi - oczywiste jest to, jak się to zakończy
. Dlaczego więc uważam to za dobre rozwiązanie? Bo "poświęcając" Thanosa skutecznie buduje się rozmach i skalę pozostałych zagrożeń oraz domniemanych zagrożeń przyszłych.
A zatem serdecznie polecam zabawę w czytanie tego komiksowego przedsięwzięcia. Mam nadzieję, że "Secret War" przynajmniej dorówna tej dość wysoko zawieszonej poprzeczce.
P.S. Nie wspomniałem nic o warstwie wizualnej, która jest "odpowiednia". Nie jestem miłośnikiem Deodato, ale tu mi nie przeszkadzał. Bardzo lubię za to Yu. Miałem wrażenie, że warstwa wizualna została (jak to w produkcjach wielkich koncernów rozrywkowych) swoiście "ujednolicona", co - w tym przypadku - mogę uznać za "plus".
P.S.2. Zdziwiła mnie natomiast jedna rzecz: sceny między Ex Nichilą a Carol Danvers... Miałem wrażenie, jakbym nagle znalazł się w jakimś erotycznym fanfiku... Nie żeby mi to przeszkadzało, ale miałem jednak wrażenie zbędnej hm... ornamentyki. Zwłaszcza, że postać Cap. Marvel miała w historii raczej marginalną rolę i był to jej jedyny rzucający się w oczy "występ".