Po lekturze 6 tomu "Superior Spider-Mana" zamiast z niecierpliwością wyczekiwać na wielki finał, mam wrażenie, że seria pogrąża się w przeciętności. Na początku było jeszcze w miarę ciekawe dociekanie "a może Ock jest lepszym Spider-Manem niż Parker": kazały się nad tym zastanawiać większa efektywność i sprawniejsze działanie nowego Pajęczaka, który co prawda był chamowaty, ale zależało mu, by stać po stronie dobra.
Potem jednak Ock przyczepił sobie sztuczne kończyny, zatrudnił sługusów, zaczął charakterologicznie spadać po równi pochyłej i od tego momentu wiadomo było,
że w końcu wtopi i spektakularnie ustąpi miejsca Peterowi. Oczywiście, można się było tego domyślać już od samego początku - tak działa Marvel - no ale chyba dałoby się jednak doprowadzić do tego z większym wyczuciem zamiast spalać całą dynamikę w pół drogi.
Nie wiem, czy to, że znałem wcześniej ogólny przebieg wydarzeń w SSM wpływa jakoś na mój osąd, ale uważam, że gdyby to nie była seria ze Spider-Manem (staram się zbierać prawie wszystko, co z nim od boomu komiksowego wychodzi w PL), nawet nie zawracałbym sobie nią głowy.
Nie chodzi mi tu o aktywne narzekanie, bo nie jest to jakiś tragiczny komiks... po prostu średnia, która nie za bardzo się wybija. Czynną negatywną reakcję w 6 tomie budziły we mnie tylko komentarze cioci May o Annie Marii. W życiu bym nie przypuszczał, że Slott włoży takie teksty w jej usta - może ja za mało komiksów z Pająkiem przeczytałem, ale zawsze wydawała mi się delikatną i taktowną osobą.
Aha, nie za bardzo mam teraz czas sprawdzać, ale wydaje mi się, że za każdym razem nazwa tych mikroskopijnych nadajników śledzących projektu Ottona tłumaczona jest inaczej: w tym tomie to "nano-spider-trasery"