Skutki weekendu z Marvel NOW!:
"Hawkeye" cz. 1
Dobry, solowy komiks "na uboczu" (to zaleta!). Hawkeye i "She-Hawkeye" mają osobowość. Osobowość ma też nowojorski zaułek. Jak bardzo jest to ponadprzeciętny komiks widać w zestawieniu z zamieszczonym tu zeszytem "Young Avengers"...
Z drugiej strony mam poczucie, że 75% jakości tego komiksu stanowią doskonałe rysunki. Gdy porównać ten tom z pozostałymi pierwszymi zbiorkami ambitniejszych serii Marvel NOW ("Thor", "New Avengers", "Ms. Marvel"), to "Hawkguy" wypada jednak nieco słabiej. Taki poziom "Daredevila" Waida, czyli solidnie, ale do wybitności trochę brakuje. Ale zobaczymy, jak to się rozwinie...
__________
"Avengers" cz. 5
Standardowy poziom tej serii, czyli czyta się nieźle, są nawet jakieś pomysły, ale na drugi dzień nie pamiętam już co tam się wydarzyło. No, może poza tym, że nastąpiło jakieś szacher-macher z Bannerami...
"New Avengers" cz. 3
Mimo że sprawa już się trochę przeciąga i nie następuje w niej istotny przełom, temat inkursji pozostaje nadal ciekawy, a jego powaga stopniowo narasta. Znów dowiadujemy się tego i owego. Świetnie wyszły przy tym dwa pierwsze "lustrzane" zeszyty.
W obu seriach o Avengers z przykrością odnotowuję natomiast spadek jakości rysunków. Do tej pory ich poziom był - pomimo wahnięć - przeciętnie dobry. Znakomici Epting i Yu, doświadczeni Kubert i Deodato (akurat nie lubię, ale doświadczenia nie odmawiam). A tutaj? Larrocę jakoś tolerowałem w "Iron Manie", ale tu jest gorzej. Morales - zupełnie fatalnie. Bianchi jest "jakiś", ale zdecydowanie nie pasował mi do "(New) Avengers"...